3. SLD był wymarzoną ofiarą. „W 2003 r. napisałem na łamach Newsweeka, że mamy do czynienia z rządami nad Polską czegoś w rodzaju mafii (…) Z dzisiejszej perspektywy ta konkluzja jawi się jako nader drastyczna. Nie dlatego, aby zarzuty wobec różnych fragmentów postkomunistycznego obozu się wtedy nie potwierdziły. Dlatego, że tracą one z wolna na wyjątkowości (…) Dzięki stenogramom CBA oglądamy styk świata polityki z… no właśnie, czy tylko światem biznesu?“.
4. Tusk nie powtórzy błędów Millera. :“Tusk wie, czego nie wiedział jeszcze Miller, że polska demokracja to ustrój, w którym władzy można bardzo dużo. Przede wszystkim iść w zaparte. Sprzyja temu atmosfera partyjnej polaryzacji (…) Wyjaśnianie czegokolwiek serio możliwe jest wówczas, gdy między rządzącymi i opozycją istnieje choćby cień dorozumianego porozumienia co do wspólnego dobra. On istniał wbrew pozorom także w czasach afery Rywina (...) Atmosfera działa więc na korzyść rozmydlenia sprawy, zagubienia jej w jałowych sporach między ‘Pisowskim CBA‘ a ‘platformerską prokuraturą‘ “.
I punkt piąty: „Atmosfera nie sprzyja, chociaż…“ Pod koniec tekstu Zaremba waha się przez moment i asekuracyjnie dodaje – „a może się mylę?“, na pociechę wskazując, że nawet pro-Tuskowe TVN relacjonuje rzetelnie aferę. Ale dalej prowadzi swoje myśli do logicznego końca. Zakłada, że jeśli sondaże nie pokażą spadku pozycji Tuska, ten nie zrobi nic. „Można do niego apelować, ale chyba niewiele to będzie miało sensu. Takie są żelazne prawa obecnej polityki. Platformie, trawestując słowa Ewy Milewicz, będzie wolno coraz więcej“.
„Dla mnie to najważniejszy od lat test na oblicze, na charakter polskiej demokracji. Nie chcę zatykać nosa głosując…“. No cóż, niezależnie od niewykluczonych przecież spektakularnych zaskoczeń, które burzą konstrukcje analityków, to już tyle co Zaremba napisał wystarczy, aby mieć pewność, że zatka nos w następnych wyborach. A ja wraz z nim, o ile nie wrzucę pustej kartki. Udział w wyborach, ale z nieważnym głosem jawi mi się dziś ostatnią możliwością pokazania za jednym zamachem, że ciągle mnie obchodzi to, w czyich rękach jest państwo ale wszystkie te ręce śmierdzą tak samo.
Rafał Zasuń w „Wyborczej“ w komentarzu „Drzewiecki musi odejść“ wylicza dziwne zbiegi okoliczności i zdumiewające posunięcia ministra, po czym chowa się za parawan Cycerona. Otóż gdy sądził on pewnego urzędnika tłumaczącego, iż nie wiedział, że popełnia przestępstwo, orzekł: „Można założyć, że rzeczywiście tak myślał. Ale oznacza to, że był zbyt głupi, aby sprawować urząd“. Bez erudycji, za to do rymu mówi mniej więcej to samo Paweł Śpiewak w wywiadzie w „Polsce“: „do polityki trafiają osoby ambitne, ale nie wiem, czy wybitne“. I o Chlebowskim: „czy można go nazwać elitą? Czego?“.
Prowadzący ten wywiad próbuje połączyć pobłażliwość dla Chlebowskiego z pytaniem na ile należenie do elicty stanowi podstawę dla innej wyrozumiałości, jaką wielu okazuje Romanowi Polańskiemu. Śpiewak odpiera tę próbę, uzasadniając swoją niechęć do karania reżysera innymi argumentami niż to, że jest „wielki“. O tej sprawie, w sumie ważniejszej życiowo niż Zdzisie-Rysie, traktuje rozmowa z antropologiem Wojciechem Bursztą w „Wyborczej“. Mówi on ciekawe, niejednoznaczne rzeczy o kontrrewolucji obyczajowej, jaka trwała w latach 70. w Ameryce (co znaczy, że Polański musiał mieć świadomość, że stąpa po cienkim lodzie),, wskazuje na okazję do terapeutycznej „wiwisekcji nas samych“. I jako badacz mitu dodaje: „Zawsze tego typu postaci i wydarzenia obrastały w legendy. Dzisiaj tak tego nie nazywamy, ale taka opowieść się na naszych oczach buduje. To jest opowieść o winie i odkupieniu. Być może tym odkupieniem będzie śmierć w więzieniu, ale my przecież lubimy takie sekwencje.“