Zanim doszło do ujawnienia przez "Rz" słynnego nagrania z korupcyjną propozycją, którą Karnowski złożył biznesmenowi Sławomirowi Julke, powiadomiłem przełożonych o fakcie znajomości z Julkem. Aby wykluczyć zarzut stronniczości wszystkie napływające informacje były weryfikowane i opisywane przez zespół doświadczonych dziennikarzy "Rz". Efekt ujawnienia prawdy? Osiem zarzutów, siedem korupcyjnych a jeden związany z działaniami przeciwko wymiarowi sprawiedliwości dla Jacka Karnowskiego. Postawiła je prokuratura na podstawie zebranych dowodów, a nie publikacji jakichkolwiek mediów.

Do tzw. "relacji finansowych" mających wskazywać na brak mojej uczciwości miało dojść na cztery miesiące (przepraszam dwa miesiące - po sprawdzeniu w czwartek wieczorem wyciągu bankowego) przed wybuchem afery. Chodziło o drobną uprzejmość: zakup sprzętu muzycznego dla znajomego, do czego zresztą ostatecznie nie doszło (więc sugerowana przez Radę Etyki Mediów "relacja finansowa" nie mogła zaistnieć!). Ani ja, ani wielu innych znajomych znanego samorządowca i prawie nikomu nieznanego przedsiębiorcy nie miało wówczas świadomości, co wydarzy się w przyszłości. Mówiłem o tym otwarcie przed sądem. Niczego nie miałem i nie mam do ukrycia.

Rada Etyki Mediów zareagowała jednak opierając się na kierowanych wobec mnie insynuacjach Jacka Karnowskiego, który ewidentnie w tej sprawie jest stroną i ma interes w oczernianiu ludzi, którzy ujawnili jego naganne zachowanie. REM tylko na tej podstawie wydała krzywdzącą mnie opinię. Nikt z Rady przed wydaniem stanowiska nawet nie próbował nawiązać ze mną kontaktu, by o cokolwiek zapytać, by cokolwiek wyjaśnić.

Zasadą uczciwości kierowałem się zawsze i zawsze będę kierował. Zarzuty "złamania zasady uczciwości i "relacji finansowych" z jednym z bohaterów tzw. "afery sopockiej" są kuriozalne. W związku z tym składam pozew sądowy przeciwko Radzie Etyki Mediów. Swoim stanowiskiem Rada naruszyła bowiem moje dobra osobiste.