Z podobnym problemem, gdzie jest „podłoga polskiej polityki“, a więc punkt odniesienia dla np. oceny dokonań rządu, zmaga się Michał Karnowski w komentarzu do sejmowej debaty nad dorobkiem gabinetu Tuska. Wskazuje na ochronę zdrowia, z którą jest coraz gorzej. „To nie lekarze są temu winni. To rząd w Polsce odpowiada za ochronę zdrowia. I niestety najwyraźniej sobie nie radzi“. Problem w tym, że każdego z nas, kto poważnie zachoruje, rzeczywistość „dopada“ wprawdzie okrutnie, ale jednostkowo, z osobna. Czy z sumy tych doświadczeń może wyniknąć „zderzenie“ w skali makro, na które, z mieszaniną grozy i nadziei zdaje się czekać prof. Kransodębski?
Bezsilnym głosem „realnego świata“ próbuje być w „Polsce“ Paweł Zalewski, kreślący rzeczowym językiem ramy dyskusji, od której jego zdaniem kandydaci na zwierzchnika sił zbrojnych nie mogą uciec – jak zapewnić bezpieczeństwo w ramach NATO. Przeprowadza następnie rozbiór dotychczasowych kroków Sikorskiego w tej materii, z lekka je kontestując: „Sikorski wciąż broni tezy, że przyszłość Sojuszu Północnoatlantyckiego będzie rozstrzygać się w Afganistanie. Czy dziś wobec braku porozumienia między sojusznikami odnośnie możliwych zagrożeń w Europie jest ona nadal słuszna? (…) Nic nie wskazuje na to, że powinniśmy się angażować w misję afgańską gorliwiej, niż Niemcy, Hiszpania, czy Włochy, ktore ograniczyły wykorzystanie tam swoich sił“. Od odpowiedzi na pytanie o bezpieczeństwo Zalewski „uzależnia swoje poparcie dla kandydata“. Dziwnie jestem pewny, że nikt tego pytania nie zada, a europoseł PO będzie musiał polegać na własnej rekonstrukcji.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o sensowne głosy wokół prawyborów. Mimo uprawiania dziennikarskiego zawodu nie odczuwam wobec nich zachwytu, na tym więc poprzestanę. Poza horyzont wyznaczony dyskusją: kto jest za „wąsami“, a kto za „Oksfordem“, wychodzi w „Wyborczej“ Witold Gadomski, zadając już w tytule swojego tekstu pytanie: „Kto zastąpi starych?“. Najpierw proste metrykalne podsumowanie obecnego establishmentu: w 1989 r. Kaczyńscy mieli po 40 lat, Tusk 32, Kwaśniewski 35 i tak dalej, po dodaniu 21 lat wychodzi w każdym przypadku powyżej pięćdziesiątki. Potem kilka porównań historycznych, w tym to najbardziej oczywiste: „W listopadzie 1918 roku Józef Piłsudski (…) miał 51 lat, o dwa lata mniej niż dziś ma premier Tusk. Powszechnie nazywano go dziadkiem. Najbliżsi mu generałowie – Kazimierz Sosnkowski i Edward Rydz-Śmigły mieli zaledwie 33 i 32 lata. (…) W 1939 roku legioniści z I Brygady wciąż byli przy władzy, tyle że dwadzieścia parę lat starsi, niż wówczas, gdy walczyli z Dziadkiem o Polskę“.
W przypadku legionistów wymianę pokoleniową załatwili za nas Hitler ze Stalinem. A dzisiaj? Wymiana ta zawsze boli, nawet w tak zwanych dojrzałych demokracjach, o czym Gadomski przypomina na przykładach tego, jak młodsi pozbywali Churchilla, de Gaulle’a, Thatcher czy Kohla. U nas „długie trwanie na scenie politycznej pokolenia powojennego sprawi, że ich odejście będzie wstrząsem. Istniejące partie nie przetrwają, gdy wodzowie odejdą na emeryturę“. Co prawda Gadomski zapewnia, że „szefowie partii nie są ludźmi pozbawionymi wyobraźni. Wiedzą, że powinni sterować awansami młodych, którzy zajmą ich miejsca“, ale chyba sam w to nie wierzy, bo jedyny pozytywny przykład dobrze zapowiadającego się młodzika, jaki mu przychodzi na myśl to obecny minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski („o ile nie będzie musiał zbyt długo czekać na swoją szansę“).
Młodym czekającym (zbyt długo?) na szansę jest także Zbigniew Ziobro, którego Sławomir Nowak w wywiadzie dla „Polski“ wskazuje jako na możliwego kandydata PiS do prezydentury w razie wycofania się Lecha Kaczyńskiego. „Wiem, że Lech Kaczyński naprawdę się waha, czy wystartować“ – zapewnia i dodaje: „przegrana Kaczyńskiego byłaby pierwszym etapem pokoleniowej zmiany w PiS, młodzi politycy poczuliby wiatr w żagle. Inaczej ta zmiana nastąpi najwcześniej w 2015 r“. Sławomir Nowak, jeden z bardziej zasłużonych twórców polskiego wodewilu politycznego, nie jest wiarygodnym analitykiem sytuacji w PiS, ale ta akurat jego wypowiedź wydaje mi się sensowna (reszty wywiadu czytać nie warto, chyba że bawią Państwo zdania w rodzaju: „wkładanie fizjonomii do języka debaty jest bardzo częste“). Nawet jeśli Nowak blefuje, to mówi w sumie to samo, co Gadomski, tylko że nie wypada mu głośno rozważać, ile jeszcze pociągnie „dziadek“ w jego własnym legionie.