Krzysztofa Lisieckiego, poznaniaka, od kilku lat pasjonują opuszczone miejsca. – Najpierw były pozostałości Twierdzy Poznań. Chodziłem, oglądałem, fotografowałem. I tak połknąłem haczyk – wspomina.
Zaczął szukać podobnych miejsc, najpierw w Polsce, potem za granicą. Kilka dni temu wrócił z Węgier. – Oglądaliśmy budowle pozostawione przez Armię Radziecką – mówi. Wraz z kolegą założył stronę internetową, na której dokumentuje wyprawy.
W swojej pasji Krzysztof nie jest odosobniony. W Internecie znaleźć można co najmniej kilkanaście podobnych polskich stron. Na forach toczą się dyskusje o takich wyprawach, a filmy z nich trafiają na portale społecznościowe. W Polsce kwitnie zjawisko zaliczane do nurtu tzw. Urban Exploration. Odwołując się do terminu szkockiego pisarza i podróżnika Daniela Kaldera, można by je też określić mianem antyturystyki.
[srodtytul]Pustka po gorączce[/srodtytul]
Dlaczego ludzie chcą oglądać zapomniane, nierzadko zrujnowane budynki? Autorzy stron piszą o magii, dziwnej mocy, która prowadzi do uzależnienia. Sporo na ten temat może powiedzieć Izabela Kwiecińska, redaktor naczelna pisma "Odkrywca". – W opuszczone miejsca jeżdżę od ośmiu lat. Staram się na podstawie własnej obserwacji dojść, jak wyglądało tam życie. To jak rozwiązywanie zagadki, rekonstruowanie nieistniejącego już świata, odsłanianie tajemnicy – wyjaśnia.