Dopalacze schodzą do podziemia

Mimo zamknięcia sklepów substancje odurzające wciąż można kupić – sprawdziła „Rz"

Aktualizacja: 05.10.2010 13:11 Publikacja: 04.10.2010 21:58

Dopalacze schodzą do podziemia

Foto: ROL

Weekendowa akcja policji i sanepidu utrudniła życie właścicielom sklepów z dopalaczami, ale ich nie wystraszyła na tyle, by zwinęli handel. „Rz" ustaliła, że większość dilerów stymulatorów nadal je sprzedaje, tyle że towar trafia bezpośrednio do odbiorców z pominięciem legalnych punktów dystrybucji.

– Jest towar dla stałych klientów, z dostawą do domu. Ale we wtorek, środę sytuacja się unormuje – mówi reporterowi „Rz", który wcielił się w rolę klienta chcącego kupić „Wake Up" (ma działanie energetyzujące), jeden z handlujących dopalaczami.

[srodtytul]„Dostarczę od razu" [/srodtytul]

Do poniedziałkowego popołudnia sanepid zamknął 979 punktów prowadzących handel dopalaczami. Właściciele kolejnych ok. 200 wkrótce mają dostać pisemne decyzje o zamknięciu.

Jednak nikt dzisiaj nie ma złudzeń: dopalaczowy biznes nie zniknie. Dystrybutorzy już myślą, jak obejść zakaz sprzedaży: jedni rozprowadzają towar poza oficjalnym obiegiem i ogłaszają się w Internecie, inni szukają możliwości przeniesienia sklepów online za granicę. „Strona nieczynna do wyjaśnienia sytuacji. Sorry" – taka informacja wita klientów na stronie internetowej jednego z dystrybutorów dopalaczy. Anons o chwilowym zamknięciu sprzedaży zamieścili też inni. Tak naprawdę zeszli do podziemia.

Według ustaleń „Rz" część ajentów handlujących dopalaczami już pod koniec zeszłego tygodnia wiedziała o planach kontroli i możliwości zamknięcia punktów. Zabezpieczyła się przed utratą klientów. – Stali odbiorcy i ci, którzy wzbudzili zaufanie, dostali namiary: adresy e -mailowe i numery telefonów – zdradza jeden z dystrybutorów. – Mają dzwonić wieczorami i dostawa będzie do domu.

Reporter „Rz" udający klienta zdobył numery dwóch dilerów gotowych dostarczyć towar pod wskazany adres.

– Sklep jest zapieczętowany, ale na dniach będzie dostawa, oddzwonię – zadeklarował pierwszy z nich. – Mogę dostarczyć od razu – zapewnił drugi.

Inni handlujący na swoich stronach internetowych oferują dostawy na telefon i podają numery kontaktowe. Takie anonse są nawet na witrynach sklepowych: jak na ironię umieszczone obok plomby sanepidu.

„Matias", ochroniarz dyskoteki w Wielkopolsce, który dorabia, handlując dopalaczami, jest z zamieszania zadowolony. – Kto wie, gdzie szukać, ten kupi, co chce. Ale ceny pójdą w górę – przewiduje. Chwali się, że tylko w sobotę sprzedał kilkadziesiąt opakowań good shit i kamikadze. Chętnych, głównie nastolatków, odsyłał do auta, gdzie czekał jego wspólnik.

[srodtytul]Pod lupą CBŚ [/srodtytul]

Policja zapewnia, że akcja zamykania sklepów to początek. – Zdajemy sobie sprawę, że po zamknięciu sklepów dopalacze nie znikną. Spodziewamy się, że sprzedający je będą chcieli przenieść biznes do Internetu i handlować np. na aukcjach internetowych – mówi „Rz" Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji. – Będziemy monitorować te strony.

Zresztą dla policji temat dopalaczy nie jest nowy. – W tego rodzaju środki mogą inwestować pieniądze grupy przestępcze – podkreśla insp. Adam Maruszczak, dyrektor Centralnego Biura Śledczego. Dlatego CBŚ od około dwóch lat, kiedy dopalacze mocniej weszły na polski rynek, monitoruje zjawisko. – Mamy odpowiedni sprzęt, dzięki naszym ustaleniom kilka środków zostało dopisanych do listy tych zakazanych – chwali się insp. Maruszczak.

W lutym 2009 r. CBŚ rozbiło laboratorium w Warszawie, gdzie używając zakazanej fenacetyny, dwóch chemików produkowało dopalacz: tabletki podobne do extazy, ale o wiele silniejszym działaniu. Krzysztof D. i Eugeniusz J. usłyszeli zarzuty.

[srodtytul]Sprawy w sądzie? [/srodtytul]

Za intratnym biznesem stoi w Polsce praktycznie jedna osoba: 23-letni Dawid Bratko z Łodzi, okrzyknięty „królem dopalaczy". Ma największą w kraju sieć ponad 100 Smartshopów sprzedających „produkty kolekcjonerskie". Już zapowiedział, że zaskarży do sądu decyzje o ich zamknięciu.

– Ta akcja została skierowana bezpośrednio przeciw mnie i moim sklepom. W opinii mojej, jak też moich prawników była przeprowadzona bezprawnie na polityczne zamówienie. Odbyła się z naruszeniem obowiązującego w Polsce prawa. Dlatego będziemy starali się to udowodnić przed sądem – mówił w TVN 24. Pierwsze wnioski – jak zapowiedział – trafią do sądów jeszcze w tym tygodniu.

Czy on i inne osoby, którym zamknięto sklepy, mają szanse wygrać sprawy? – Gdyby się okazało, że przyczyną śmierci młodych ludzi było zażycie dopalacza, to właściciele sklepów, którzy je sprzedają, nie mają szans na wygraną – mówi „Rz" prof. Piotr Kruszyński, karnista z UW. – Jednak gdyby badania nie potwierdziły, że jest bezpośredni związek między śmiercią a zażyciem tej substancji, wówczas mogliby sprawę wygrać.

Tymczasem wczoraj przed sądem w Białymstoku ruszył proces mężczyzny, oskarżonego o to, że w jego sklepie z dopalaczami można było kupić produkty z nielegalnymi substancjami.

Wyrok w czwartek.

Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo