Dzisiejsza „Gazeta Wyborcza" przynosi przykład na to, że tamten rechot z samych siebie, to coś więcej niż tylko rubaszny sarkazm. Otóż międzynarodowa organizacja charytatywna Zakon Rycerzy Kolumba (dwa miliony członków na świecie) nie przetrwała w Polsce tej zimy. Wykończył ją nie mróz, ale odrębne zdanie jej członków – z jednej strony sympatyzujących z PiS, a z drugiej PO. Poszło o ustalenie, czy „małżeństwo to wyłącznie związek kobiety i mężczyzny". W efekcie zwolennicy PiS założyli własną organizację – Zakon Rycerzy Jana Pawła II. Przy okazji – dorabianie sobie prospołecznej gęby i pompowanie sobie ego jednym z najwybitniejszych Polaków w dziejach uważam za poniżej pewnego poziomu. Ale może rycerze z natury nie są pokornego serca.

Zastanawiam się, czy np. Lekarzy bez Granic też bylibyśmy w stanie rozsadzić od wewnątrz na naszym polskim gruncie?

Jak donosi „Rzeczpospolita" cudzoziemcy wolą studiować u naszych południowych sąsiadów niż w Polsce. Powody? Bardzo niskie mniemanie o kontaktach z administracją publiczną, słaba znajomość języka obcego wśród polskich urzędników i słaba oferta studiów prowadzonych w języku angielskim. Jest też w badaniach coś bardzo niepokojącego. 6 proc. osób bardzo źle oceniło kontakty z Polakami – głównie osoby z Afryki i Azji. Czyżby mniej studentów z krajów rozwijających się to zasługa rasizmu?

Kto chodzi na mecze piłkarskie nie powinien być zdziwiony. Co zresztą znalazło obrazowo opisane w ciekawym reportażu „Gazety Wyborczej" o (resocjalizacji?) obozach survivalowych dla kibiców, gdzie mówią oni prosto z mostu: „Gdybyśmy interesowali się piłką, zostalibyśmy piłkarzami". To trochę tak jak z niektórymi posłami i sejmową frekwencją. Gdyby interesowali się dobrem obywateli zostaliby politykami, a nie tylko pobierali pensje nie przychodząc do pracy.