Nie wstydzi się za byłego pracownika "GW" Michała Cichego, który kiedyś na jej łamach opluwał Armię Krajową. Nie wstydzi się, że jego gazeta oklaskuje paszkwile Jana Tomasza Grossa. Nie wstyd mu, że jego dziennikarze piszą nieprawdę - jak wtedy, gdy notkę MON o tzw. incydencie gruzińskim powstałą w tym roku opisywali jako dokument który powstał zaraz po owych wydarzeniach. Nie wstydzi się, że jego redakcja przez lata zatrudniała groźnego konfidenta SB Lesława Maleszkę i pozwalała mu gardłować przeciw lustracji.
Jedna tylko osoba napawa Kurskiego "piekącym wstydem" - wyznaje dziś redaktor "Wyborczej". Otóż wstyd mu za poetę Jarosława Marka Rymkiewicza.
Rymkiewicz został pozwany przez koncern Agora za to, że głośno wyraża swoje opinie. Traf chce, że są one nieprzychylne wobec środowiska "Gazety Wyborczej". Ale zamiast polemizować z poeta przy pomocy kontr-opinii, Agora woli targać go po sądach - nie pierwszy raz, bo tak było wcześniej z Rafałem Ziemkiewiczem czy prof. Zdzisławem Krasnodębskim. Za to także Kurskiemu nie wstyd, bo niby czemu? To chyba normalne, że wolność słowa kończy się w sądzie, prawda? Adam Michnik wie o tym najlepiej - posiedział w końcu w PRL-u. Na pewno podzielił się więc swoją wiedzą z pracownikami, zapewne i z Kurskim.
Co najbardziej martwi Kurskiego? Że Rymkiewicz "wypuszcza ohydne polskie demony, nad którymi nikt już nie panuje".
Co to za demony? W relacji z procesu (zaczął się w czwartek), którą zamieszczono w "GW" obok dramatycznego komentarza Kurskiego, są szczegóły. Na przykład taki: Tomasz Sakiewicz, naczelny "Gazety Polskiej". Co robi? "Stoi z boku i uśmiecha się. Zmobilizował tłum". Co jest czynem nagannym - uśmiechanie się, czy mobilizowanie, tego już dociec nie sposób. Ale chyba jednak uśmiech, bo chyba nie mobilizowanie, przecież sam pamiętam, jak przed 11 listopada "Wyborcza" mobilizowała tłum, żeby "wykopać faszystów" z Warszawy.