Gdyby to pan był premierem, jak poprowadziłby pan sprawę śledztwa po tragedii smoleńskiej?
Przede wszystkim 11 kwietnia w Smoleńsku znaleźliby się wszyscy ci, którzy powinni być razem, żeby podjąć tę decyzję.
Wszyscy, to znaczy kto?
Ministrowie spraw zagranicznych, obrony narodowej, prokurator generalny i inni urzędnicy. Także Jarosław Kaczyński, który był przecież w Smoleńsku, straszliwie przeżywał tragedię, co jednak nie zdejmowało z niego obowiązku wypowiedzenia się w tej sprawie. Tam powinna odbyć się narada – tak, żeby to nie była jednoosobowa decyzja. Pewnie wynik byłby taki sam, bo nie było chyba alternatywy dla konwencji chicagowskiej jako podstawy prawnej procedowania.
To był lot ewidentnie militarny, a konwencja dotyczy lotów cywilnych.