30 czerwca Warszawa zakończy przygotowania do zaczynającej się następnego dnia polskiej prezydencji w UE. Do stolicy na spotkania i konferencje, wystawy i koncerty zjadą unijni delegaci i dziennikarze. Ale tego dnia na ulice miasta wyjdą też związkowcy „S": górnicy, stoczniowcy, hutnicy, kolejarze, pracownicy budżetówki.
– Chcemy pokazać elitom UE, że ta „zielona wyspa dobrobytu", jak przedstawia Polskę Donald Tusk, to mit, że kraj boryka się z olbrzymimi problemami, a rząd nie ma pomysłu na ich rozwiązanie – mówi „Rz" Krzysztof Dośla, członek Komisji Krajowej NSZZ „S".
Działacze „S" domagają się m.in. podniesienia płacy minimalnej, czasowego obniżenia akcyzy na paliwo oraz zwiększenia świadczeń socjalnych i grupy osób nimi objętych.
– Wychodzimy na ulice, bo ludziom żyje się coraz gorzej, a rząd nie chce rozmawiać o sposobie rozwiązania problemów. Na Komisji Trójstronnej nie ma dialogu, jest dyktatura rządu – twierdzi Roman Gałęzowski, szef „S" w Stoczni Gdańskiej. I wytyka premierowi Tuskowi, że choć jego partia podkreśla solidarnościowe korzenie, „od ideałów Sierpnia '80 dawno odeszła".
Związkowcy mówią „Rz", że „skoro premier nie chce słuchać postulatów związkowców, to teraz cała Europa usłyszy ich protest. Do stolicy, jak zakłada związkowa centrala, ma zjechać 30 – 40 tys. protestujących. Licznie swój udział zapowiedzieli stoczniowcy, działacze „S" górniczej i branży energetycznej, prawdopodobnie pojawią się przedstawiciele central związkowych z krajów Unii Europejskiej.