Łatwo nam przychodzą nowocześnie brzmiące zwroty – cyfrowa Polska, e-administracja, Polska 2.0. Politycy pięknie mówią o wizjach, ciężko o decyzje. Nie mówimy tu o skoku cywilizacyjnym, wyprzedzaniu pokolenia, pogoni za Gatesem. Co najwyżej o nadrabianiu wielopokoleniowych zapóźnień.
Nasza czwartkowa pierwsza strona jest protestem. Apelem o natychmiastowe działanie. Formułujemy postulaty. Sześć punktów łatwych do spełnienia i zapamiętania. Bez nich nie mamy co myśleć o skracaniu dystansu cywilizacyjnego do liderów. Bez nich nasze urzędy będą grzęznąć w papierkach, a przedsiębiorcy w zgryzotach. Media zamiast się digitalizować, iPadować, będą cofać się w czasie, formie i przypominać gazety z poprzedniej epoki.
Dość przypomnieć, że w 2011 r. mieliśmy już dysponować chipowymi dowodami. Nie udało się. Potem miał być rok 2013, teraz 2015. Pamiętacie państwo ePUAP, system mający skrócić kolejki w urzędach. Jest tak pogmatwany, że korzysta z niego garstka osób. P2 –kolejny nowoczesny termin, mający zinformatyzować służbę zdrowia. Zakończył się kompromitacją.
Po serii tekstów w „Rz" o „infoaferze" nawet Komisja Europejska co niejedno widziała, złapała się za głowę i wstrzymała dotacje, aż wysprzątamy tę stajnię Augiasza. Innowacyjne firmy, jeżeli chcą być konkurencyjne, uciekają z patentami z kraju. Polscy urzędnicy, którzy bezmyślnie podpisują się pod unijnymi pomysłami plainpackaging, tj. zakazu prezentacji marek na papierosach, a z czasem alkoholu, psują krajowy biznes i skazują nas na groźne podróbki.