Betonowe cmentarze

Kiedyś była przewaga grobów ziemnych. Grobowców z kamienia było zdecydowanie mniej.

Publikacja: 27.10.2012 01:01

Betonowe cmentarze

Foto: Fotorzepa, Mateusz Dąbrowski MD Mateusz Dąbrowski

Red

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

- Zawsze jest tak samo. Tak samo ludzie umierają, to samo im się na groby daje. Tu mody nie ma - twierdzi kobieta sprzedająca kwiaty tuż przy bramie cmentarza bródnowskiego w Warszawie.

Jednak wiele osób pamięta, że kiedyś inaczej wyglądały cmentarze, które odwiedzali we Wszystkich Świętych iw Zaduszki. Wspominają "dziady", którym dawali "po grosiku", wyprawy na groby w gronie rodziny trwające cały dzień i największą atrakcję tych dni: atmosferę odpustu z jarmarcznymi grami, cukrową watą i "pańską skórkę".

- Teraz tego nie ma - ubolewają.

- Ależ jest! Na Wólce tak jest za każdym razem - przekonują inni. - Już w zeszłą sobotę stali z watą cukrową, "pańską skórką" i ze śmiesznymi balonikami.

Czy cmentarze zmieniły się?

Zabudować grobami

- Przede wszystkim kiedyś była przewaga grobów ziemnych. Grobowców z kamienia było zdecydowanie mniej. Lastryko nie istniało - opowiada pani Hanna, z zawodu informatyk. - Teraz cmentarz jest nudny. Groby z płytami z lastryka są identyczne, cmentarze są identyczne. Widać w tym pieniądze, nie widać serca.

Pani Bogusia przypomina, że groby ziemne były obsiewane tzw. kurką - drobną rośliną o listkach w kształcie różyczek albo trawą. Tego typu zadbane groby widzi się dziś rzadko.

- Współczesne polskie cmentarze są betonowe - z niechęcią komentuje pan Ryszard, emerytowany inżynier. -Nie ma na nich nastroju, więc trudno się skupić.

Spotkani na cmentarzu wojskowym w Radzyminie pan Jan Wnuk, prezes Towarzystwa Przyjaciół Radzymina, i pan Wacław Majewski uważają, że zalew płyt lastrykowych związany jest z pieniędzmi: lastryko jest tańsze od szlachetnego kamienia, a więc popularniejsze.

Obydwaj są zgodni, że cmentarz w Radzyminie ostatnio zmienił się na korzyść. Uporządkowano groby żołnierzy z kampanii wrześniowej i mogiły żołnierzy z wojny bolszewickiej. Odnowiono tablicę z nazwiskami poległych. - Przestano zamazywać pamięć - stwierdzają.

Co do grobów cywili, to pan Wnuk uważa, że powinna być wprowadzona większa dyscyplina przy stawianiu nagrobków.

Pan Majewski jest bardziej radykalny. - To źle bunkry na cmentarzach budować - mówi. - Na Zachodzie, jak widziałem, mają groby mniejsze, a w Stanach to tylko tabliczka i miejsce, żeby urnę wstawić - i dodaje - w zasadzie to byłbym za kremacją, bo jak to będzie, jak my tę Polskę zabudujemy grobami?

Obwarzanki, konwalie i "dziady"

Mąż pani Bogusi, pan Józef, który, jako chłopak z Tragówka ("ojciec przed wojną wygrał los na loterii i zbudował dom przy ulicy 11 Listopada") , wychowywał się tuż przy warszawskim cmentarzu na Bródnie, wspomina dzieciństwo z rozrzewnieniem. - Cmentarz na Bródnie, co to za radocha była dla dzieci - rozmarza się. - Ten wielki przycmentarny odpust, z obwarzankami i "pańską skórką". Cmentarz nie był zapełniony grobami, przy murze było dużo pustego miejsca, rosły tam dzikie konwalie. Zrywaliśmy je z kolegami.

Pani Bogusia pamięta, że w czasach jej dzieciństwa nie chodzono na cmentarz dwa razy: rano i wieczorem, ale raz, za to na cały dzień. W wyprawie brała udział cała rodzina. - To znaczy kobiety i dzieci, bo u nas w rodzinie były same wdowy - wyjaśnia. - Zabierały ze sobą dobre kanapki. Mama w domu specjalnie robiła "czekoladkę": gorącą wódkę zmieszaną z czekoladą. W termosie "czekoladka" trzymała ciepło i rozgrzewała zziębniętych długą wędrówką po cmentarzu. Przy jednym z grobów na ławeczce siadałyśmy, podjadałyśmy kanapki, kobiety piły "czekoladkę", po łyczku też dostawały dzieci.

We wszystkich wspomnieniach przedwojennych Zaduszek pojawiają się "dziady", żebracy, którzy czekali na datki pod bramami i murami cmentarzy, na drogach do nich prowadzących. Za grosz lub 5 groszy mieli odmawiać modlitwę za zmarłych.

- "Dziady" siedziały wzdłuż całej drogi wiodącej od "żwirówki" do bramy cmentarza, to blisko pół kilometra, tylu ich było - wspomina pani Wiesława, której dzieciństwo upłynęło na mazowieckiej wsi. - W domu przed Wszystkimi Świętymi w wielkich blachach do pieczenia chleba piekło się placki drożdżowe lub makowce, ale nie takie dobre, jak świąteczne, po to, żeby dawać po dużym kawale "dziadom". Krojono też dla nich pasy solonej słoniny. Tata szedł pierwszy i mówił, za czyją duszę mają się modlić, potem szła mama, parobek z koszem ciasta i słoniny, a za nimi my, dzieci z groszami dla "dziadów".

- Dawniej była masa "dziadów" - wspomina przedwojenny Włocławek pani Barbara Piątkowska. - Jezu, ilu ich było! A teraz we Wszystkich Świętych pieniądze zbierają aktorzy: na renowację cmentarza.

Kwiaty i światło

Na trzy dni przed dniem Wszystkich Świętych ulica Świętego Wincentego biegnąca wzdłuż muru cmentarza bródnowskiego już była zakorkowana samochodami, straganami, spieszącymi się ludźmi.

- Myślałem, że nikogo dzisiaj nie będzie, a tu proszę - mówi z satysfakcją sprzedawca wieńców i wiązanek. Jego zdaniem nie ma kwiatów czy typu wieńca szczególnie popularnych. - Wszystko idzie - stwierdza.

Można przebierać w towarze, sprzedawca jest cierpliwy.

- Tylko wieńce z różami? Nie ma z białymi chryzantemami? Zależy mi na takich, bo podobałyby się nieboszczce.

- A co za różnica. Ona i tak nie zobaczy. Wedle swego gustu trzeba wybierać - spokojnie tłumaczy sprzedający.

- Mam kupować jak dla siebie?!

- No, dla siebie to może za wcześnie - mityguje się.

Kwiaty w wieńcach występują w dwóch wersjach: naturalnej i sztucznej. Ta druga zadziwia podobieństwem do chryzantem i jaskrawymi dalekowschodnimi kolorami. Każda znajdzie amatora.

Kwiaciarka ze straganu sąsiadującego z bramą cmentarza cały czas jest w ruchu. Podaje wieńce, odbiera pieniądze, poprawia następne wieńce. Jej zdaniem nie ma mody na jeden gatunek kwiatów. W jej wiadrach stoją chryzantemy, róże, gerbery i kalie.

- Zawsze jest tak samo. Tak samo ludzie umierają, to samo im się na groby daje. Tu mody nie ma - mówi.

- Przed cmentarzem można kupić najlepsze kwiaty - stwierdza pani Lilka, lat 30. - Na Wólkę wozimy kwiaty z działki, za to pod cmentarzem kupujemy piękne chryzantemy, najświeższe w Warszawie, bo nie przeszły przez hurtownie i nie miały jeszcze czasu się zestarzeć. Ludzie gapią się w autobusie, że ktoś z kwiatami wraca z cmentarza. A my kochamy chryzantemy i wcale nie kojarzą nam się z cmentarzem, tylko z pięknymi roślinami w wazonie.

- Na grobach jest bogaciej niż kiedyś - mówi z przekonaniem pani Barbara Piątkowska. - Groby toną w kwiatach i to nie tylko na cmentarzach w dużych miastach, ale i w małych, np. w Ustroniu cmentarz w Zaduszki był usłany wieńcami i bukietami kwiatów. Ongiś kładło się jeden zielony wianuszek i paliło świeczki. Bo po wojnie nie było zniczy. Zresztą znicze są lepsze, bo wypalają się do końca.

Zimowa rewia mody

Zdaniem pani Piątkowskiej inaczej odwiedza się cmentarze niż dawniej. Przed laty najważniejsze były Zaduszki, dziś Wszystkich Świętych. Rzadziej w ciągu roku też odwiedza się groby bliskich.

- Ludzie latają, szukają grobów rodzinnych, pytają o kwatery. Cały rok mogą nie chodzić na cmentarz, a w ten dzień idą - podsumowuje.

Pani Bogusi rzuca się w oczy, że dziś chodzi się tylko na groby najbliższej rodziny.

- Wtedy odwiedzało się groby wszystkich: rodziny, powinowatych, przyjaciół i znajomych - wylicza pani Bogusia.

Kiedyś umawiano się w gronie krewnych, żeby wspólnie odwiedzać groby. Pani Lilka zauważa, że obecnie każdy chodzi osobno i tylko po zniczach zapalonych wcześniej można domyśleć się, że ktoś z rodziny też pamiętał o zmarłych.

Stałym elementem tego święta - jak podkreślają niektórzy wyjątkowego w Polsce, bo nie niosącego z sobą obowiązku rodzinnego biesiadowania - jest odświętny strój.

- Nie ma na cmentarzu osób nie wystrojonych. Tak było zawsze i jest do dzisiaj - zauważa Barbara Piątkowska. - Wszystkich Świętych to zimowa rewia mody. Panie wkładają pierwszy raz w sezonie futra, panowie jesionki, choćby było ciepło i potem przez miesiąc mieli ich nie nosić.

- Przy grobach zawsze człowiek się pobrudzi, a to ziemią, a to o pomnik i potem jesionka jest do prania. Bardzo marznę, więc ubieram się ciepło na sportowo: kurtka i spodnie - opowiada pani Bogusia. - We Wszystkich Świętych w zeszłym roku spotkałam kuzynkę. Popatrzyła na moją kurtkę i do mnie: "coś taka nieubrana? ".

- A tak, odświętnie ludzie przychodzą poubierani - potwierdza pan Józef. - Wychowałem się przed wojną na cmentarzu, a teraz sam myślę o swojej kwaterze... A co my tu o cmentarzach gadamy! - niecierpliwi się nagle. Rozkłada szeroko ramiona i śmieje się. - Ja chcę żyć!

Listopad 1996

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

- Zawsze jest tak samo. Tak samo ludzie umierają, to samo im się na groby daje. Tu mody nie ma - twierdzi kobieta sprzedająca kwiaty tuż przy bramie cmentarza bródnowskiego w Warszawie.

Pozostało 98% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo