Dwa dni temu kobieta zadzwoniła na policję twierdząc, że niespodziewanie podszedł do niej klient, który przyłożył jej do pleców twardy przedmiot i zażądał wydania pieniędzy, bo w przeciwnym razie użyje siły. Przestraszona kobieta dała mu wszystko co miała w kasie, czyli 44 tysiące złotych.
Okazało się jednak, że napadu nie było, bo kobieta dzień wcześniej sama zabrała z banku część pieniędzy do domu, a część przelała na swoje konto.
„Tajemniczego" złodzieja udało się bardzo szybko złapać, bo w trakcie czynności wyjaśniających policja sprawdziła materiały filmowe z miejskiego monitoringu. Okazało się, że w czasie, gdy miał nastąpić napad rabunkowy, do pomieszczeń bankowych nikt nie wchodził, ani też nikt z nich nie wychodził.
Takich argumentów Barbara K. nie potrafiła obalić i ostatecznie przyznała się do winy.
Jest teraz podejrzana o kradzież oraz złożenie fałszywego zawiadomienia o przestępstwie.