Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"
K
siążka Amerykanki Shany Penn "Podziemie kobiet" opisuje ważną, lecz niedocenianą rolę kobiet w podziemnej "Solidarności". Zorganizowały one m.in. jej kierownicze ośrodki (Ewa Kulik w Warszawie, Barbara Labuda we Wrocławiu) i główny organ "Tygodnik Mazowsze" (Helena Łuczywo, Joanna Szczęsna, Anna Dodziuk, Anna Bikont). Bohaterką tej książki nie mogła już stać się Gaja Kuroń, którą przez pierwsze półrocze stanu wojennego więziły władze, a później toczyła śmiertelna choroba. Została wspomniana jako "niedościgły wzór wśród żon opozycjonistów". Takiemu ujęciu swej roli zapewne sama Grażyna Kuroniowa nie byłaby przeciwna.
Funkcja: żona opozycjonisty
Formalnie nie była nawet członkiem Komitetu Obrony Robotników. Jej funkcja publiczna to: żona Jacka Kuronia. Była nią przez dwadzieścia trzy z czterdziestu dwóch lat, które zostały jej dane. Pierwsze sześć lat małżeństwa wypełniły studia, macierzyństwo, obiecujący debiut naukowy. Z siedemnastu pozostałych lat siedem naznaczyło więzienie męża. Dziesięć - ciągłe jego aresztowania na 48 godzin, podsłuch w domu, rewizje, policyjne szykany i bandyckie napaści. Niepokój - kiedy i na jak długo rozłączy ją z mężem kolejny jego wyrok. I jaką cenę może zapłacić syn za polityczną działalność rodziców. Bez względu na koszty własne aprobowała ją, więcej nawet - wybrała. Po pierwszej odsiadce Jacka powiedziała mu: - Przecież nie po to poszliście do więzienia, żeby z niego wyjść, lecz po to, żeby rozpocząć walkę.