Kiedy król przystępował do targowicy, były jeszcze szanse, żeby wygrać tę wojnę. Niezbyt duże, ale były. Rosjanie mieli spore rezerwy i wysyłaliby do Polski kolejne oddziały, ale wola walki była w Polsce duża. Działania wojenne należało połączyć z gotowością do negocjacji i ustępstw. Katarzyna II była jednak nieprzejednana, a duch w polskim dowództwie upadł. W lipcu 1792 roku przeciwko kapitulacji opowiadali się już tylko ci członkowie Rady Wojennej, których nie akceptowali targowiczanie: między innymi Stanisław Małachowski i Ignacy Potocki. Kołłątaj popierał kapitulację i zmienił zdanie dopiero wówczas, gdy okazało się, że targowiczanie również jego nie zaakceptują.
Insurekcja kościuszkowska pokazała póżniej, że chęć walki z Rosjanami była ogromna. Kościuszko musiał jednak rozpoczynać walkę w dużo gorszych warunkach, bo Stanisław August Poniatowski nie wykorzystał dobrej okazji do stawienia oporu.
Rzeczywiście, insurekcja była skazana na porażkę, bo Rosjanie okupowali już wtedy cały kraj. W 1812 roku małe, czteromilionowe Księstwo Warszawskie wystawiło do walki z Rosją stutysięczną armię. Była ona liczniejsza od wojska, które broniło kraju w 1792 roku. Potencjał mobilizacyjny był więc w Polsce ogromny i w czasie wojny w obronie konstytucji nie został wykorzystany.
Znaczna część gorliwych, katolickich szlachciców uważała, że księża są próżniakami, którzy nie mają co robić z pieniędzmi. Gdy trzeba było znaleźć fundusze na wojsko, posłowie doszli do wniosku, że najłatwiej będzie uzyskać je od Kościoła
Z tego wynika, że Konstytucję 3 maja można było obronić.
Nie wykluczam tego. Bardziej prawdopodobny byłby jednak scenariusz, w którym Rosjanie wygrywają mimo oporu Stanisława Augusta. Wówczas mielibyśmy dziś jego pomniki w każdym polskim mieście, ale znaleźliby się tacy, którzy wykazywaliby, że trzeba było zgodzić się na rosyjskie warunki kapitulacji. Prawdopodobnie należało jednak wówczas kontynuować walkę, oferując Rosji jednocześnie możliwość negocjacji. Po latach łatwo nam stawiać diagnozy. Stanisław August musiał szybko podjąć decyzję, a czuł odpowiedzialność za ofiary i zniszczenia, które byłyby konsekwencją dalszej walki.
Czym na przełomie XVIII i XIX wieku była polskość? Co decydowało o tym, czy jest się Polakiem?
Utożsamianie polskości z katolicyzmem postępowało od czasów XVII-wiecznych wojen, gdy polscy katolicy walczyli z prawosławnymi Kozakami i Moskalami oraz z luterańskimi Szwedami. Reakcją na walkę z innowierczymi wrogami było identyfikowanie się z Kościołem katolickim. Pod koniec XVIII wieku dominacja katolicyzmu była już dla szlachty zupełną oczywistością, choć Polacy niekatolicy nie byli czymś zupełnie wyjątkowym. Myślenie o polskości było jednak odległe od naszych wyobrażeń. Z lektury źródeł wynika, że tym, co według ówczesnych szlachciców decydowało o przynależności do narodu polskiego, była wolność. Wyznanie i język były na drugim planie.
Pojawiały się już jednak tendencje do ujednolicania obywateli. Takie pomysły wysuwał na przykład Hugo Kołłątaj.
Tak. Celem było zbudowanie sprawnego państwa, a żeby tak się stało, należało znaleźć jak najwięcej czynników jednoczących jego mieszkańców. Jedność wyznaniowa byłaby dobrym rozwiązaniem, ale była nierealna. Kołłątaj pisał, że naród powinien być zespolony językiem, który miał jednoczyć ludzi różnego pochodzenia i wyznań. Nie było to jednak jeszcze myślenie w kategoriach etnicznych.
Po której stronie opowiada się pan w polskim sporze na temat upadku I Rzeczypospolitej? Polacy sami doprowadzili do katastrofy swojego państwa czy była ona wynikiem imperialnych zapędów naszych sąsiadów?
Nie należy tu popadać w skrajności. Polska była pogrążona w głębokim kryzysie i utraciła możliwość obrony własnej suwerenności już na początku XVIII wieku. Uważam jednak, że Polacy nie powinni się samobiczować. Przede wszystkim zadziwiający jest fakt, że ten nietypowy, specyficznie polski ustrój republikańsko-monarchiczny, który wykształcił się w połowie XVI wieku, tak zaskakująco dobrze funkcjonował aż do połowy XVII stulecia.
Dlaczego przestał działać? Czy decydująca była seria wyniszczających wojen w połowie XVII wieku?
Te wojny miały ogromne znaczenie. Toczyły się na terytorium Rzeczypospolitej i niosły ze sobą ogromne zniszczenia. Był to również okres ochłodzenia klimatu. Wszystko to spowodowało wielką katastrofę demograficzno-gospodarczą, po której trudno byłoby się odrodzić jakiemukolwiek państwu. Ta zapaść odbiła się na kulturze politycznej. Jednak zasada, zgodnie z którą powszechna zgoda jest lepsza od głosowania większościowego, wcale nie była pozbawiona sensu. Dopiero doprowadzenie jej do absurdu sprawiło, że państwo przestało funkcjonować. To jednak nie znaczy, że ustrój, w którym dążyło się do wypracowania powszechnej zgody, był z gruntu zły. Wręcz przeciwnie, miał wiele zalet, które historycy coraz częściej dostrzegają.
Doktor Richard Butterwick jest historykiem. Uzyskał tytuł doktora na Uniwersytecie Oxfordzkim. Wykłada historię Polski na Uniwersytecie Londyńskim. Specjalizuje się w polskim oświeceniu. Jest autorem książek „Stanisław August a kultura angielska" i „Polska rewolucja a Kościół katolicki 1788–1792".
Lipiec 2012