Prokuratura postawiła Piotrowi M. zarzut oszustwa i naruszenie przepisów ustawy o ochronie zdrowia zwierząt. Sąd zgodził się na areszt wobec niego, ale zdecydował, że po wpłaceniu kaucji w wysokości 150 tys. zł może on zostać zamieniony na dozór policji. Rodzina Piotra M. dość szybko zebrała pieniądze i wpłaciła do depozytu sądowego i w rezultacie mężczyzna pozostał na wolności. Prokuratura dziś składa zażalenie na decyzję sądu. – Naszym zdaniem wobec podejrzanego powinien być stosowany środek izolacyjny, powinien być on w areszcie, bo zachodzi obawa matactwa – tłumaczy Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury.
Piotr M. został zatrzymany na początku ub. tygodnia po tym, jak w transporcie zwierząt do jego ubojni policja odkryła dziewięć padniętych krów, a pozostałych 15 też było chorych. Część z nich miało złamania; większość była poobijana, nie była w stanie samodzielnie opuścić tira, którym były przewożone. Decyzją prokuratury zwierzęta zostały uśpione. W samochodzie-chłodni należących do firmy M. śledczy odkryli 18 ton mięsa, które nie miało żadnych oznaczeń weterynaryjnych ani dokumentacji.
Decyzją powiatowego lekarza weterynarii ubojnia pod Białą Rawską została zamknięta. Z dotychczasowych ustaleń prokuratury wynika, że mięso z tej firmy odbierało kilkanaście zakładów przetwórstwa mięsno.
– Zarówno małych jak i dużych. Były to firmy głównie z województwa łódzkiego - mówi prok. Kopania. Dodaje, że śledczy czekają na zgłoszenia innych firm, które zaopatrywały się w mięso z ubojni Piotra M. – Liczmy na współpracę tutaj służb sanitarnych i weterynaryjnych. Chcemy sprawdzić czy miały one zastrzeżenia do jakości mięsa – mówi prok. Kopania. Dodaje, że śledczym zależy także na dotarciu do próbek mięsa z ubojni należącej do Piotra M. i jego późniejszych przetworów, by je zbadać.