Ciężkie życie kasiarza

Zażywny jegomość pod krawatem i w meloniku wygląda jak kupiec albo przedsiębiorca. Ten drugi, dla odmiany, w skórzanej kurtce i zsuniętym na tył głowy kaszkiecie przypomina bolszewika.

Publikacja: 27.04.2013 14:13

Lejb-Judka Goldfinger

Lejb-Judka Goldfinger

Foto: Archiwum autora

Red

Tekst z miesięcznika "Uważam Rze Historia"

Tymczasem fotografie z uratowanych przed wybrakowaniem – czyli urzędowym zniszczeniem z powodu upływu czasu – akt osobowych wprowadzają nas w błąd: obaj panowie to zawodowi oszuści.

Lejb-Judka Goldfinger, według papierów kupiec, zamieszkały w Warszawie przy ulicy Zamenhofa 22 mieszkania 40, tuż obok Nalewek, wyznania... niech sami czytelnicy odgadną jakiego, w rzeczywistości był renomowanym kasiarzem i fałszerzem waluty. Już za carskich czasów zaliczył dwukrotną odsiadkę za włamania. Na policyjnej fotografii, zrobionej w 1927 r., wygląda na starszego pana; w rzeczywistości miał już wtedy 40 lat. Jego personalna teczka zaopatrzona jest w szczegółowe rubryki – „wspólnicy", „paserzy", „meliny", „stosunki miłosne (kochanek, kochanka)"... Nie wszystkie udało się śledczym wypełnić. Goldfinger nie dał się rozpracować do końca. Nie wiadomo nawet, gdzie się urodził: w Warszawie, jak sam podawał, czy w Kocku, gdzie zarejestrowano go w biurze ewidencji ludności. Skądinąd ta, wydawałoby się, mało istotna kwestia przez kilkanaście lat spędzała sen z powiek policyjnym urzędnikom. Indagowali w tej sprawie nawet burmistrza owego podlubelskiego miasteczka. Wszystko na próżno. Pan burmistrz tłumaczył się, że miejscowe księgi stanu cywilnego zawierają luki, część poginęła, słowem – nic mu o narodzeniu Lejba-Judki Goldfingera nie wiadomo.

Więcej pewnych danych zawierają informacje o rodzinie. Goldfinger, jak się okazuje, był statecznym mężem – w każdym razie jego rubryka „kochanka" to jedna z tych niewypełnionych. Chana z domu Roterman urodziła mu czwórkę dzieci. Najstarszy Menachem, zwany też Markiem, prowadził jadłodajnię przy Zamenhofa 20, w kamienicy tuż obok domu rodziców. Z dochodów z tej jadłodajni udawało mu się utrzymywać matkę oraz siostry na wydaniu, Paschię, Ryfkę i Surę. Tak przynajmniej oświadczył posterunkowemu brygady kradzieżowej Brunonowi Czajce, który odwiedził go w 1937 r. w ramach wywiadu środowiskowego.

Być może Menachem skłamał i wiodło mu się nie najlepiej. Ale nie mógł powiedzieć inaczej: zobowiązał się utrzymywać ojca w wypadku jego przedterminowego zwolnienia. 24 lutego 1930 Lejba-Judkę Goldfingera skazano za fałszowanie pieniędzy na 12 lat ciężkiego więzienia na Świętym Krzyżu i „solidarne zapłacenie kary pieniężnej" w zawrotnej kwocie 62 255 złotych. Po odliczeniu czasu spędzonego w areszcie pozostawało mu wówczas do odsiedzenia 9 lat, 7 miesięcy i 28 dni. Nie wiemy, czy ostatecznie wypuszczono go wcześniej. Gdyby zaliczył całą karę, wyszedłby pod koniec października, a właściwie we wrześniu1939 r., gdyż wtedy to, w obliczu niemieckiego ataku, wypuszczono na wolność świętokrzyskich więźniów.

Szyja-Samuel Grosic (żona Estera, czteroletni syn Elija i młodsza odeń Itka, zwana też Rózią), bezrobotny szofer i warszawski handlarz uliczny, wymyślił maszynę do fabrykacji dolarów. Nie było to skomplikowane urządzenie: składało się z podzielonej na przegródki drewnianej skrzyni. A jednak we wrześniu 1932 r. w hotelu Wersal (ulica Nalewki 11) udało mu się ją sprzedać Chaimowi Elbaumowi, bogatemu kupcowi ze Lwowa, za 200 dolarów plus 130 złotych na farby,za pomocą których Grosic, jako drukarz, miał odtąd pomnażać majątek nabywcy. Jak donosił potem „Kurier Poranny", pomocnik Grosica, Moszek Gampel, na oczach kupca włożył do czarodziejskiej maszyny otrzymany odeń banknot dolarowy, „posypał go jakimś proszkiem, przykrył papierem, zamknął i usiadł na pudle, pełniąc obowiązki prasy. Po chwili wyjął z niego dwa banknoty dolarowe, z których jeden, oczywiście, sam podrzucił". Wersja „Expressu Porannego", konkurencyjnego wobec „Kuriera", głosi, że na pudle usiadł Elbaum, zaś Grosic z Gamplem, pod pretekstem zakupu papieru, ulotnili się z forsą. Tak czy owak oszustom powinęła się noga i zostali przymknięci. Kara nie była surowa, dostali wyrok w zawieszeniu.

Niedługo potem, tuż przed Bożym Narodzeniem, niejaka Helena Kopcińska kupowała cukierki z wózka stojącego koło Hali Mirowskiej. Handlarz Motel Szpajzer zamienił jej wtedy oryginalną pięciozłotówkę na fałszywą. Nie wiadomo, czy kobieta poznała się od razu na oszustwie, dość że niebawem policja zaczęła poszukiwać fałszerzy. Szpajzer wraz z Grosicem i jego kolegą Bronisławem Hoffmanem wpadli na próbie przekroczenia niemieckiej granicy koło Knurowa na Śląsku. Mieli przy sobie podrobione pięcio- i dziesięciozłotówki. Puszczanie w obieg fałszywych monet to już nie była zabawa. Przestępców z pewnością sądzono i skazano, jednak nie wiemy, na jak długo ani też gdzie odbywali wyroki.

Na tropy Grosica i Goldfingera wpadamy znowu w warszawskim getcie. Obaj trafiają do ewidencji przestępców prowadzonej przez niemiecką policję kryminalną, w której służyli dawni polscy funkcjonariusze. Nie wiadomo, czy śledczy tylko interesowali się nimi, czy też oni sami znów trafili do aresztu. Jeśli spotkało to Goldfingera, musiał odsiadywać w Gęsiówce – prawie naprzeciw kamienicy, w której mieszkał. To wszystko, co o nich wiemy. Ślady po jednym i drugim urywają się w połowie 1941 r.

Nie wiemy nawet, czy się znali. Obaj panowie byli dość ruchliwi, meldowali się w różnych warszawskich mieszkaniach, także w różnych miastach i miasteczkach Polski, ale w stolicy – jeśli tylko bawili tam na dłużej – z reguły operowali na małym terenie: Goldfinger na środkowym odcinku Zamenhofa, Grosic w okolicy Krochmalnej. Znali tam każdy kamień i wszystkich sąsiadów.  W teczce Grosica na jednym z policyjnych dokumentów podpisał się zastępca naczelnika warszawskiego Urzędu Śledczego, komisarz Leon Przygoda. Czy coś nam mówi to nazwisko? Ciepło, ciepło... Tak! To nikt inny, jak słynny „szczególarz" z filmu „Vabank" Juliusza Machulskiego. Reżyser wykorzystał w nim autentyczne nazwisko przedwojennego oficera policji kryminalnej. Podobno realny Przygoda też był wysokiej klasy specjalistą.

Tekst z miesięcznika "Uważam Rze Historia"

Tymczasem fotografie z uratowanych przed wybrakowaniem – czyli urzędowym zniszczeniem z powodu upływu czasu – akt osobowych wprowadzają nas w błąd: obaj panowie to zawodowi oszuści.

Pozostało 96% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo