Dokładnie to samo powiedziała mi Krystyna Janda. Z jednej strony łaskocze to moją próżność, ale zarazem stanowi wielkie wyzwanie. Rosną oczekiwania publiczności, która chce zobaczyć Jędrusik „jak żywą", a może „nową Figurę"? Nie pierwszy raz w moim życiu wystawiam się na pożarcie. Nie potrafię inaczej. Widz jest dla mnie najważniejszy, ale nie chcę niczego zrobić pod publiczkę. Kładę na szalę wszystko. To bardzo w moim i w kalinowym stylu.
Marilyn Monroe miała podobnie. Łączą was sylwetki, głosy i seksapil...
Nie mnie oceniać. Na pewno łączy nas jeszcze jedno: jakaś niesamowita wewnętrzna energia, przemożna potrzeba bycia aktorką, która przekracza granice dosłownie i w przenośni. Już w szkole teatralnej miałam plan – pragnęłam podbić aktorstwem cały świat. Tak jak Kalina... Na ile mogłyśmy, próbowałyśmy rozbijać ściany systemu. Chciałyśmy zaistnieć w świecie. Dla polskich artystów to ciężkie zadanie, szczególnie w tamtych czasach, gdy wielu myślało, że Polska leży w Rosji. Ja próbowałam swoich sił m.in. w Hiszpanii, we Francji, w Stanach. Zagrałam w wielu filmach, ale wielkiej kariery na świecie nie zrobiłam. (...)
W powszechnej świadomości jesteś przede wszystkim Figurą, a dopiero potem aktorką. Tak jak Kalina, sama często jesteś postrzegana o wiele silniej niż postacie, które grasz.
Coś w tym jest. Pytanie brzmi, czy to ja wytworzyłam takie postrzeganie mojej osoby, czy jest to raczej efekt wyobraźni innych. Jeśli istnieje coś takiego, jak zbiorowa wyobraźnia, to można powiedzieć, że i ja, i Kalina, jesteśmy jej wytworem.
Bo najpierw publiczność widzi biust?