W „Rzeczpospolitej" Jarosław Giziński i Tomasz Piechal piszą bezpośrednio z Kijowa. W stolicy sąsiadującego z Polską państwa od czwartkowego rana rozgorzała już prawdziwa krwawa bitwa. „Widzieliśmy kryjących się za tarczami ludzi, padających od snajperskich kul zabitych i zwijających się z bólu rannych... Jest co najmniej 75 śmiertelnych ofiar, liczba rannych idzie w setki". Milicja nie oszczędza nikogo, strzela także do ratujących życie. Trafiona pociskiem w szyje młoda sanitariuszka, krwawiąc zdoła jeszcze napisać na Twitterze „Umieram".
Równie dramatyczna jest relacja Wacława Radziwonowicza w „Gazecie Wyborczej". Dzień żałoby stał się dniem śmierci w Kijowie. Kierująca lazaretem Olga Bohomolec mówi: - Zabijali bardzo profesjonalni snajperzy. Trafiali w serca, aorty, skronie. Nie było szans na ratunek.
Wszystko zaczęło się rano gdy berkutowcy – pisze Radziwonowicz – zaczęli wycofywać się z zajętej części Majdanu. W stronę ustępujących rzuciło się kilka grup z kamieniami a za nimi cały tłum. Komendanci Majdanu nie wiedzieli o zamiarze tych manewrów. Nie mogli zapobiec reakcji.
Na tle tego dramatu, coraz bardziej przybliżającego Ukrainę do wojny domowej, relacje o usiłowaniach dyplomatycznych. Unijni ministrowie przez 6 godzin rozmawiają z Janukowyczem. Pojawia się szansa na kompromis wcześniejsze wybory prezydenckie i parlamentarne, do tego czasu rząd z udziałem opozycji, reformy konstytucyjne. Ale czy można wierzyć Janukowiczowi? Jego pozycja wydaje się słabnąć. Odchodzą działacze z Partii Regionów nie chcąc brać odpowiedzialności za kijowska hekatombę. Janukowycz nie może też liczyć na armię, jak przekonuje w rozmowie z „Rz" ukraiński ekspert od wojskowości.
Cień nadziei dają wieczorne doniesienia o decyzjach Rady Najwyższej. Deputowani przegłosowali wstrzymanie ognia, wycofanie formacji zbrojnych do koszar i zakaz blokady dróg. „Wyborcza" donosi, że szef administracji Kijowa, tak jak kilkunastu deputowanych wypowiada posłuszeństwo Partii Regionów i uruchamia kijowskie metro.