Sztandar z prześcieradła

To był bardzo stary i bardzo kiepsko mówiący po angielsku Niemiec. Trafiłem na niego na obrzeżach bankietu kończącego międzynarodową konferencję, na której znalazłem się zupełnie przypadkowo. Rzecz miała miejsce w czasach, kiedy dinozaury dopiero zaczynały myśleć o wyginięciu, czyli w 1990 roku.

Publikacja: 30.04.2014 22:00

Sztandar z prześcieradła

Foto: ROL

Sączył, kompletnie samotnie, jakiś trunek, a ja podszedłem do niego, sam nie wiem czemu. I nagle zaczęła się szczerość, z tych możliwych wtedy, kiedy mówiącemu już w zasadzie na niczym w życiu nie zależy, a w dodatku ma pewność, że swojego rozmówcy nigdy już nie zobaczy.

Nie pamiętam, co robił zawodowo wtedy, kiedy z nim rozmawiałem. Ale kiedyś  – za kanclerza Willy Brandta – był kimś kluczowym w propagandowo-piarowskim aparacie SPD. Gdy to wspominał, jego usta układały się w gorzki grymas.

– Wiesz, ja do końca życia będę głosował na SPD – mówił. – Bo to była partia mojego dziadka i mojego ojca, który siedział za nią w nazistowskim kacecie. I moja, oczywiście. Ale teraz to już tylko chcę być do końca konsekwentny; mój wiek to nie jest czas, żeby coś tak istotnego zmieniać. Ale to tylko tyle, nie czuję już z nią tak naprawdę więzi, a już zupełnie żadnego entuzjazmu. Bo to teraz nie jest ta SPD, za którą walczyli dziadek i ojciec, a do której kiedyś wstępowałem ja. To już nie jest partia, której leżą na sercu biedni ludzie i los ich rodzin. Oni już teraz tej dzisiejszej SPD zupełnie nie obchodzą. To jest ugrupowanie, które zajmuje się przede wszystkim wszelkiego rodzaju społecznymi dewiantami (powiedział: „social deviants") – wiesz, gejami i i innymi takimi. A ubogich Niemców...

Cały tekst w najnowszym Plusie Minusie

Tu od piątkowego poranka można kupić elektroniczne wydanie „Rzeczpospolitej" z Plusem Minusem

Sączył, kompletnie samotnie, jakiś trunek, a ja podszedłem do niego, sam nie wiem czemu. I nagle zaczęła się szczerość, z tych możliwych wtedy, kiedy mówiącemu już w zasadzie na niczym w życiu nie zależy, a w dodatku ma pewność, że swojego rozmówcy nigdy już nie zobaczy.

Nie pamiętam, co robił zawodowo wtedy, kiedy z nim rozmawiałem. Ale kiedyś  – za kanclerza Willy Brandta – był kimś kluczowym w propagandowo-piarowskim aparacie SPD. Gdy to wspominał, jego usta układały się w gorzki grymas.

Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Zakłócone loty nad Europą. Rosjanie celowo wprowadzają pilotów w błąd
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem