Po ośmiu miesiącach śledztwa krakowska prokuratura zakończyła postępowanie dotyczącego śmierci pacjenta. W październiku 2013 roku karetka została wezwana do jednego z krakowskich akademików. Tam był mężczyzna, który uskarżał się na ból w klatce piersiowej, zawroty głowy.
W karetce nie było lekarza, a tylko zespół trzech ratowników. Kierował nimi Rafał G. Podczas rozmowy z pacjentem ratownicy dostali sprzeczne informacje. - Pobudzony psychoruchowo mężczyzna raz mówił, że ma zaburzenia czucia dolnej części ciała, skarżył się na bóle głowy. Był spocony i trudno się było z nim dogadać, bo jego odpowiedzi były sprzeczne i niespójne – opowiada Bogusława Marcinkowska, rzecznik krakowskiej prokuratury.
Ratownicy rozmawiali z innymi osobami, które były na miejscu oraz zadzwonili do matki pacjenta. Od niej dowiedzieli się, że ojciec mężczyzny zmarł na tętniaka aorty, a kobieta zasugerowała, że jest syn powinien mieć zrobione echo serca.
Ratownicy zbadali mężczyznę. Parametry życiowe był prawidłowe. Pacjent był wydolny krążeniowo i oddechowo, miał zachowaną świadomość, tony serca były czyste i głośne, nie stwierdzono u niego patologicznych objawów neurologicznych.
Mężczyznę przeniesiono do karetki. Kierownik zespołu ratownictwa medycznego Rafała G. zdecydował o przewiezieniu pacjenta do szpitala psychiatrycznego, bo podejrzewał, iż cierpi on na zaburzenia natury psychiatrycznej.