Różaniec zakazany, wulgaryzmy nie. Facebook cenzuruje

Za twierdzenie, że małżeństwo to związek kobiety ?i mężczyzny, Facebook może zawiesić konto użytkownika.

Publikacja: 28.09.2014 08:00

Różaniec zakazany, wulgaryzmy nie. Facebook cenzuruje

Foto: ROL

Facebook to jeden z największych graczy w światowym internecie. W styczniu tego roku liczba jego użytkowników wynosiła około miliarda. Nie wszyscy jednak są w nim traktowani jednakowo.

Konserwatywni użytkownicy często muszą zmagać się z administracją Facebooka, która publikowane przez nich treści uznaje za niezgodne z regulaminem. Takie problemy często ma Ziemowit Kossakowski, warszawski działacz PiS. Kilka tygodni temu jego konto zostało zablokowane na 30 dni za założenie strony „Nie dla Rafalali".

– Administracja Facebooka uznała, że grafiki propagujące normalność, czyli związek kobiety i mężczyzny, to treści rasistowskie i obrażające poglądy innych – mówi „Rz".

Takie przykłady można mnożyć. Wielokrotnie blokowano profil portalu Fronda.pl czy konta dziennikarzy serwisu Polonia Christiana. Zazwyczaj powodem była publikacja linków do artykułów, w których przedstawiano krytyczne opinie o gender czy promocji homoseksualizmu.

– Ale dostało się nam również za reklamowanie i zapowiedź publicznej modlitwy różańcowej wynagradzającej panu Jezusowi za grzech sodomii – mówi „Rz" zastępca redaktora naczelnego Polonia Christiana Krystian Kratiuk.

Kilkakrotnie usuwano bardzo popularne konserwatywne profile, takie jak „Marsz Niepodległości" (miał ponad 70 tys. sympatyków) czy Pitu Pitu. – Usuwano nas trzy razy, blokowano łącznie kilkaset. Jesteśmy pod tym względem rekordzistą na światowym Facebooku – podkreślają autorzy Pitu Pitu. Facebook nigdy nie wyjaśnił im powodów swojej decyzji.

Inaczej wygląda sytuacja w przypadku treści obrażających uczucia katolików i konserwatystów. W ich istnieniu Facebook nie widzi nic złego. Gdy oddawaliśmy ten numer do druku, bez problemu można było odnaleźć strony takie, jak: „Je...ć Polskę", „Polska, ku...a.", „Żołnierze Przeklęci" czy „Jan Paweł Drugi za....ł mi szlugi". O tę ostatnią długo  toczono batalię. Prawicowi internauci apelowali o jej usunięcie, ustalili nawet, kto nią zarządza (m.in. prawnik z Sądu Najwyższego). W końcu dopięli swego i strona zniknęła. Dziś jednak znów funkcjonuje bez problemów, „lubi" ją ponad 2,5 tys. osób.

– Funkcjonowanie takich stron w polskim internecie to przestępstwo, które powinno być ścigane przez odpowiednie organy. Poza tym sytuacja, w której różaniec przeszkadza, a wulgarne szyderstwo ze świętych nie, świadczy o duchowych inspiracjach twórców portalu – uważa Kratiuk.

Jego zdaniem takie działania pokazują, że użytkownicy Facebooka mogą zupełnie swobodnie wyrażać się na każdy temat, o ile nie wkroczą w lewicowe widzimisię administratorów. – To, co w blogosferze nazywamy poprawnością polityczną krępującą usta normalnym ludziom, na Facebooku zostało ucieleśnione w jego regulaminie i działaniach jego szefów – twierdzi.

Represjonowani użytkownicy Facebooka wprost mówią o cenzurze. – Ma ona chyba związek z profilem polskich administratorów, którzy są powiązani z szeroko pojętą lewicą – oceniają autorzy Pitu Pitu. – Terror politycznej poprawności przeniósł się do internetu, który powinien być ostoją wolności słowa – dodaje Kossakowski.

Zdaniem socjolog internetu dr hab. Magdaleny Szpunar z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie to bardzo trudny i niejednoznaczny do oceny problem. – Instynktownie większość z nas opowiada się za ingerencją właścicieli stron w przypadku, gdy mamy do czynienia z publikowaniem treści urągającej czyjejś godności i tzw. mową nienawiści – przyznaje. – Właściciele stron, w tym serwisów społecznościowych, traktują tę niepisaną klauzulę bardzo wybiórczo. Najczęściej zależnie od ich korporacyjnych interesów.

Jak podkreśla, jest to dla Facebooka tym łatwiejsze, że „korzystanie z portalu jest dla wielu ludzi imperatywem kategorycznym". – To użytkownikom dzisiaj zależy, by się tam znaleźć, a nie serwisowi, który nie może narzekać na ich deficyt. Wielu ludzi dzisiaj żyje życiem na ekranie, a facebookowe reprezentacje w wielu przypadkach stają się ważniejsze od tego, kim jest się offline – tłumaczy Szpunar.

Nic złego w polityce społecznościowego giganta nie widzi za to socjolog internetu Maria Cywińska: – Facebook proponuje swoją usługę za darmo i ma prawo decydować, jak użytkownicy mogą z niej korzystać. Ma bardzo konkretne wytyczne, co można usuwać, a czego nie. Zawsze można się od tych decyzji odwołać.

Jej zdaniem cenzura jest nieadekwatnym pojęciem w tej sytuacji. – Cenzura była narzucona w PRL prawnie, by walczyć z niewygodnymi treściami, i dotyczyła państwa. Ale w momencie, w którym Facebook w regulaminie określa, jakich treści nie można umieszczać, i się do tego stosuje literalnie, nie można mówić o żadnym oszustwie – przekonuje Cywińska.

Dlaczego w takim razie treści promujące wartości chrześcijańskie i konserwatywne są usuwane, a obrażające te środowiska nie? – Facebook twierdzi, że stara się odróżniać poważne treści od żartobliwych. Jeśli są one skierowane przeciwko osobie lub grupie, to są usuwane. Strony, których nie skasowano, zostały pewnie uznane właśnie za żartobliwe i nienaruszające dobra konkretnej grupy – mówi Cywińska.

Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo