W paszy koni z Janowa Podlaskiego znaleziono substancje czynne farmakologicznie. Ich stężenie nie przekracza wartości dopuszczalnych w przypadku koni – poinformowała dziś Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Były szef stadniny w Janowie Podlaskim uważa, że antybiotyki, które znaleziono w paszy, nie były przyczyną zgonu klaczy. - Koń waży 500 kg, a dziennie spożywa 4 kg paszy. Żeby zatruł się wspomnianym antybiotykiem w ilościach, jakie wykryto w próbce, to musiałby zjeść jednorazowo 2 tony paszy - mówi Marek Trela w rozmowie z Wirtualną Polską.
Zdaniem Treli nie można winić nowego prezesa stadniny za śmierć klaczy. - To jest hodowla, a ona ma swój procent strat, czyli konie się rodzą i odchodzą. Nie mam wątpliwości, że schorzenia, które były przyczyną śmierci klaczy powstały w sposób naturalny. Prezes nie jest temu winny - tłumaczy.
Trela uważa, że powinno się przyjrzeć innym czynnikom, które mogły spowodować śmierć klaczy. Były prezes stadniny uważa, że czynnikiem, który przyczynił się do śmierci Amry był transport.
Trela tłumaczy także, skąd wziął się tak duży szum medialny wokół śmierci dwóch klaczy. - Padła klacz jeszcze bardziej cenna niż Pianissima. To w połączeniu ze zmianami w stadninie i faktem, że zwierzęta należały do Shirley Watts wywołało całe zamieszanie - mówi.