[b]Zna pan Mirosława Drzewieckiego, byłego ministra sportu, i Zbigniewa Chlebowskiego, byłego szefa Klubu PO?[/b]
[b] Jacek Kalida:[/b] Z Mirosławem Drzewieckim spotkałem się, gdy zasiadał w prezydium Sejmowej Komisji ds. Kultury Fizycznej i Sportu. Wówczas jako prezes Totalizatora składałem przed nią roczne sprawozdanie z działalności spółki. Potem kierowany przez niego resort sportu przyznał mi odznaczenie za zasługi dla sportu. Ale nie wręczył mi go osobiście Drzewiecki, tylko jeden z jego urzędników. Ze Zbigniewem Chlebowskim nigdy się nie spotkałem. Jednak z wielu źródeł słyszałem, że to on stał za moim odwołaniem z funkcji prezesa Totalizatora.
[b]Ma pan mu to za złe?[/b]
Właściciel ma prawo odwołać mnie w każdej chwili i nie ma sensu z tym dyskutować. To jego święte prawo. W moim przypadku kontrowersje wzbudziły jednak okoliczności odwołania, bo stało się to wyraźnie na polecenie polityczne. Przyjechał do mnie Andrzej Rzońca, szef rady nadzorczej Totalizatora związany z Leszkiem Balcerowiczem, który poinformował mnie, że następnego dnia zostanę odwołany. Nie potrafił jednak wytłumaczyć powodów tej decyzji. W spółce, którą obejmowałem, spadały przychody, a gdy odchodziłem, wzrosły o 23 proc., natomiast zysk netto wzrósł o 40 proc. Bogaty to kraj, który pozwala sobie na odwołanie zarządu z takimi wynikami.
[b] Czy powodem nie była nominacja na prezesa spółki za rządów PiS?[/b]