Za to, że nie powiedzieli o tym przełożonym, staną przed sądem. Wydział Zamiejscowy Biura ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej w Gdańsku kończy właśnie akt oskarżenia w tej sprawie.
Za zaniedbania, a w konsekwencji za pranie pieniędzy odpowie pięciu pracowników gdyńskiego oddziału BRE Banku. Obsługiwali oni głównych oskarżonych w aferze Stella Maris: szefa wydawnictwa archidiecezji gdańskiej ks. Zbigniewa B. oraz właściciela firm konsultingowych i byłego PRL-owskiego cenzora Janusza B., uznawanego za mózg przedsięwzięcia. Za pośrednictwem jego firm i wydawnictwa w latach 1997 – 2001 miało dojść do wyłudzeń ok. 70 mln zł ze spółek, które zlecały fikcyjne usługi konsultingowe, a także do prania pieniędzy. Pieniądze ze spółek-zleceniodawców najpierw przelewano na konta firm Janusza B., a później – po odjęciu kilku procent – trafiały do wydawnictwa kościelnego. Stella Maris także inkasowało kilkuprocentową prowizję, reszta transferowanej gotówki wracała do zlecających rzekomy konsulting.
Zdaniem śledczych w latach 2000 – 2002 przez oddział BRE Banku w Gdyni przetransferowano ok. 27 mln zł. Prokuratura uważa, że wpłacanie w gotówce kwot rzędu kilkuset tysięcy złotych i wypłacanie ich następnego dnia powinno wzbudzić podejrzenia bankowców. Jednak pracownicy oddziału banku wbrew regulaminowi nie informowali o tym przełożonych.
– To przez głupotę. Przyjmowali pieniądze i je wypłacali w okolicznościach wzbudzających podejrzenie prania pieniędzy – relacjonuje osoba związana ze śledztwem.
Jak ustalili śledczy, Janusz B. wpłacał np. pieniądze na rachunek Stella Maris, a nazajutrz – jako upoważniony do wypłaty – przyjeżdżał po gotówkę. Na oczach bankowców dochodziło też do przekazywania Januszowi B. wypłaconych przez księdza pieniędzy w walizkach.