Prokurator Nikołaj Drobiniak przyjechał do naszego kraju z trzema podejrzanymi: Gałuszko, Mogiłowem i Budko, w 1993 roku. Mieli wskazać miejsce ukrycia ciał. – Chociaż wcześniej się przyznali, pod namową adwokatów zaczęli kręcić i wodzili nas za nos po tych lasach przez kilka dni – relacjonuje Drobiniak. – Nie chcieli pokazać miejsca, bo wiedzieli, że jeśli znajdą się zwłoki, to grozi im kara śmierci. Sprawa zabrnęła w ślepy zaułek.
– Zakopaliśmy koło tej brzózki, mówili jednego dnia. A gdy nic nie znajdowaliśmy, to wskazywali kolejną. I tak bawili się w ciuciubabkę – opowiada jeden z polskich śledczych. – Umieszczono ich w Rawiczu, który w porównaniu z ich więzieniem był niczym kurort. Nie bardzo chcieli pokazać, gdzie ukryli zwłoki. Nie ma ciał, nie ma zabójstwa – chyba tym też się kierowali.
Wtedy Drobiniak z policjantem Waldemarem Gościniakiem wzięli Mogiłowa do lasu na „męską rozmowę”.
– Byli z nami jeszcze inni specnazowcy – mówi Drobiniak. – Powiedziałem do Mogiłowa: Albo pan pokaże nam to miejsce, albo zostawię tu pana z Polakami i mam gdzieś, w jakim stanie wróci pan do kraju: jako impotent czy psychicznie chory, to nie będzie moja sprawa. Mogiłow popłynął, pokazał nam miejsce. Prosił tylko, żeby go nie wydawać. Umarł kilka lat temu, dlatego mogę o tym powiedzieć.
Ciała zamordowanych w stanie znacznego rozkładu odnaleziono w płytkim grobie w lesie niedaleko Leszna.
Gałuszko, Mogiłow i Budko zostali skazani przez ukraiński sąd na 15 lat więzienia. Już odsiedzieli wyroki. Tak jak i Damian C., któremu w 1995 roku sąd w Poznaniu również wymierzył 15 lat. Podczas procesu zleceniodawca zbrodni umniejszał swoją rolę i zrzucał winę na Ukraińców. Oni zgodnie twierdzili, że zabili na jego polecenie.
– Jedną z pierwszych rzeczy, jaką Damian C. zrobił po tym, jak zabito handlowców, to jeździł do wierzycieli i oddawał im dług. Z pieniędzy, które zrabowano ofiarom – opowiada nam jeden ze śledczych.
Tylko po Siergiejewie przez lata nie było śladu. Prokurator Drobiniak nie kryje radości, że wreszcie został zatrzymany:
– Ileż on mi napsuł krwi! Już prawie go miałem, szykowałem na niego obławę w Winnicy, ale wyślizgnął się w ostatniej chwili. Specjalnie pojadę na proces do Winnicy, żeby spojrzeć mu w oczy i zadać parę pytań.
Śledczy do dzisiaj przechowuje artykuły z polskich gazet dotyczące zabójstwa Polaków, z „Polityki”, „Prawa i Życia”, „Kuriera Polskiego”. – Każdą sprawę trzeba doprowadzić do końca. Teraz, gdy został złapany, mogę się już ich pozbyć – mówi Drobiniak.
– Nie wiedziałem, że zatrzymali tego czwartego Ukraińca, który zabił syna. Nie powiadomili mnie. Ale dobrze, że spotka go kara – mówi Andrzej Barandowski. Jego syn zginął, mająć 32 lata, był kawalerem.
Zamordowany z nim Wojciech Pyziak również był młody. Zostawił żonę i dwuletnią wtedy córkę. – Dzisiaj jest już prawie dorosła. Chociaż nie mieszkamy blisko siebie, to z żoną Wojciecha utrzymujemy kontakt i czasami się odwiedzamy – mówi Barandowski.
Ukraińscy milicjanci przyjechali do Petersburga dzień po zatrzymaniu Siergiejewa.
– Siedzieliśmy wszyscy jak na szpilkach, gdy sąd podejmował decyzję o umieszczeniu go w areszcie – opowiada pułkownik Wasiliew. – Straszny był z niego cwaniak i miał dobrych adwokatów. Trochę się baliśmy.
Sąd postanowił, że Siergiejew trafi do aresztu. Najprawdopodobniej będzie ekstradowany.
– Jeszcze czekamy na zezwolenie na wjazd do Rosji – mówi prokurator Drobiniak. – Jeśli je dostaniemy, w poniedziałek jedziemy do Moskwy zawieźć materiały i wniosek od naszej Prokuratury Generalnej o ekstradycję Siergiejewa. Wniosek jest już podpisany przez prokuratora generalnego.
– Widzi pani, wszyscy tak narzekają na politykę, na problemy między Rosją i Ukrainą czy Polską. Ale naszej pracy to nie dotyczy – twierdzi Jurij Wasiliew. – Współpracowaliśmy z Ukrainą, a oni z Polską i z Estonią. Na terenie Polski i Ukrainy Siergiejew popełniał przestępstwa, w Estonii załatwił sobie lewe dokumenty. Sami mielibyśmy trudniej. Może wcale nie udałoby się go złapać.
[srodtytul]Odpowie jeszcze za mord w Warszawie[/srodtytul]
Jak sprawdziła „Rz”, Ukrainiec ma więcej na sumieniu. – Jest poszukiwany przez stołeczną policję za zabójstwo swojego ziomka w Warszawie przy ulicy Bronisława Czecha – mówi Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji. Polska strona zadba o to, by odpowiedział również za tę zbrodnię.
Czy jedną z ofiar Siergiejewa naprawdę coś łączyło z byłym prezydentem Polski? Żaden z biografów Wałęsy, których o to pytaliśmy, nie potrafił odpowiedzieć, ani o kogo może chodzić, ani czy jest w tym choć odrobina prawdy.