Bratanek Wałęsy, czyli legenda

Po 17 latach zatrzymano zabójcę Polaków. Rosyjskie media poinformowały o schwytaniu zabójcy... członka rodziny Lecha Wałęsy. Jak powstała plotka o rzekomym pokrewieństwie?

Aktualizacja: 31.03.2009 13:00 Publikacja: 31.03.2009 03:53

Rosyjskie media informowały, że zatrzymany kilkanaście dni temu w związku z mordem sprzed 17 lat Sie

Rosyjskie media informowały, że zatrzymany kilkanaście dni temu w związku z mordem sprzed 17 lat Siergiej Siergiejew jest podejrzany o zabójstwo krewnego byłego prezydenta Polski

Foto: Rzeczpospolita

Niespełna dwa tygodnie temu w petersburskich mediach pojawił się komunikat: „Podczas akcji specjalnej w Kołpinie na przedmieściach Petersburga przeprowadzonej wspólnie przez organy Rosji, Ukrainy, Polski i Estonii zatrzymano przestępcę podejrzewanego o dokonanie serii zabójstw na terytorium tych państw”.

Zatrzymany to Ukrainiec Siergiej Siergiejew. Media napisały: „M. in. polska policja uważa, że był on sprawcą morderstwa siostrzeńca byłego prezydenta Lecha Wałęsy”.

Kto właściwie wpadł w ręce rosyjskiej milicji? Pewne jest, że to sprawca bestialskiego zabójstwa Polaków: handlowców Eugeniusza Barandowskiego i Wojciecha Pyziaka, o którym swego czasu pisały szeroko nie tylko polskie gazety. Ale żadna z nich nie wspomniała przy tej okazji nawet słowem o związkach którejkolwiek z tych ofiar z Lechem Wałęsą.

[srodtytul]Plemiannik Wałęsy?[/srodtytul]

W 1992 roku w Lesznie dwaj handlowcy zostali zwabieni w pułapkę i zakatowani przez Siergiejewa i jego trzech rodaków.

[wyimek]Wieść o poszukiwaniu mordercy rzekomego bratanka Lecha Wałęsy przekazywali sobie ukraińscy milicjanci[/wyimek]

Kompanów Siergiejewa ujęto. W połowie lat 90. usłyszeli wyroki. Dziś dwaj są na wolności. Trzeci już nie żyje. On przez 17 lat był nieuchwytny. Zmienił tożsamość, osiadł w Petersburgu. Sprawiedliwość dopadła go dopiero teraz.

– To niebezpieczny przestępca, który działał w Polsce i na Ukrainie – mówi „Rz” o Siergiejewie Anatolij Sztompel, rzecznik petersburskiej milicji kryminalnej. – Jak nam przekazano, jest podejrzewany o zabójstwo bratanka lub siostrzeńca (po rosyjsku to jedno słowo: plemiannik – red.) Lecha Wałęsy.

Pułkownik Jurij Wasiliew z petersburskiego wydziału badania szczególnie ważnych przestępstw z minionych lat, który osobiście nadzorował specoperację, nie potrafi odpowiedzieć na pytanie: kim był ów rzekomy siostrzeniec czy też bratanek Wałęsy, o którego zabójstwie nic w Polsce nie wiadomo.

– No, podobno to jeden z tych zabitych Polaków – mówi Wasiliew. – Koledzy z Ukrainy twierdzili, że słyszeli o tym od kogoś, kto wcześniej zajmował się sprawą. Młodzi milicjanci, którzy dzisiaj ją prowadzą, w chwili zabójstwa siedzieli jeszcze w szkolnych ławkach. Ale Ukraińcy opowiadali, że podobno na początku lat 90. sam Wałęsa rozmawiał w tej sprawie z Kuczmą czy Krawczukiem – wspomina pułkownik. – W każdym razie, chociaż minęło już tyle lat, oni co tydzień rozklejali zdjęcia Siergiejewa na słupach z napisem: „Poszukiwany”.

Ukraiński śledczy Iwan Morozow: – Było coś takiego. Tą sprawą zajmowało się kilka pokoleń i tak przekazywali sobie tę informację. Może po drodze trochę obrosła legendą – zastanawia się.

Nikołaj Drobiniak, obecnie asystent prokuratora generalnego w Kijowie, w latach 90. zajmował się zabójstwem Polaków.

– Wtedy dowiedzieliśmy się, że sprawa jest bardzo istotna. Podobno Lech Wałęsa rozmawiał z Leonidem Krawczukiem i prosił o jej wyjątkowe potraktowanie – wspomina Drobiniak. – Ktoś wtedy powiedział, że to był krewny, może nawet syn, bliskiego przyjaciela Wałęsy. Ten przyjaciel miał wspólnie z Wałęsą brać udział w rewolucji w gdańskiej stoczni.

Opowieść o polsko-ukraińskiej rozmowie przytaczają też nasi śledczy. Według nich Wałęsa mógł interweniować, bo był problem ze ściągnięciem do Polski bandytów złapanych na Ukrainie. Trzeba ich było sprowadzić, by wskazali miejsce ukrycia zwłok, ale wówczas między oboma krajami nie istniały jeszcze umowy regulujące te kwestie.

Rosyjscy milicjanci nieoficjalnie mówią nam, że z Wałęsą wiązano zamordowanego Barandowskiego. Andrzej Barandowski (ojciec) i Krystyna (siostra) są tymi informacjami zdumieni: – Były prezydent nie jest żadnym naszym krewnym, na pewno byśmy o tym wiedzieli – mówią „Rz”.

Pojawiała się też wersja, że Eugeniusz przyjaźnił się w latach szkolnych z jednym z synów byłego prezydenta. – Proszę pytać ojca – odpisał „Rz” Jarosław Wałęsa.

Informacji od samego byłego prezydenta nie udało się nam uzyskać. W jego instytucie nic o sprawie nie słyszano.

– Najważniejsze, że w końcu zbira złapaliśmy, a już kim był ten zabity, co za różnica – podsumowuje Wasiliew.

[srodtytul]Bokser w kajdankach[/srodtytul]

Siergiej Siergiejew to kawał chłopa. 17 marca ubrany w żółtą koszulkę z niebieskim napisem „SPAM” i czarną skórzaną kurtkę wszedł do sklepu przy stacji benzynowej w Kołpinie. Gdy rzucili się na niego ubrani w czarne kominiarki specnazowcy z oddziału „Granit”, były bokser nie czekał na wyjaśnienia, ale stawił opór. Rzucił się na milicjantów. Jednego nawet próbował ugryźć. Na wiele się to jednak nie zdało – stosując kilka chwytów sztuki bojowej sambo, specnazowcy obezwładnili bandytę i zakuli w kajdanki.

Mężczyzna miał przy sobie radziecki dowód (jak się potem okazało fałszywy) na nazwisko Siergiej Kuzniecow, wydany w estońskiej Narwie w 1991 roku.

Oksana, konkubina Siergiejewa, która z malutką córeczką czekała na niego przed sklepem w luksusowym samochodzie Infiniti, po akcji specnazu była w szoku. Podobno nic nie wiedziała o wcześniejszych „ciemnych” zajęciach jej życiowego partnera.

– Żył sobie tutaj jak pączek w maśle – mówi pułkownik Jurij Wasiliew. – Samochody zmieniał, mieszkania zmieniał. Nawet panie miał dwie i z każdą dziecko. Wygląda na to, że z nikim się nie dzielił opowieściami o dawnych czasach, kiedy nie zgrywał przykładnego obywatela i ojca rodziny.

Mieszkania i samochody Siergiejew vel Kuzniecow zapisywał na swoje kolejne życiowe partnerki. Wygląda na to, że odkąd w 1994 roku zamieszkał w Petersburgu, przeszedł na „emeryturę” i nie parał się – przynajmniej bezpośrednio – działalnością przestępczą. – Jeśli ma coś za uszami, to ekstradycji na Ukrainę nie będzie – mówią rosyjscy milicjanci.

Siergiej Siergiejew urodził się w 1965 roku w Kopajgorodzie w obwodzie winnickim na Ukrainie. W lipcu 1992 roku z trzema kolegami: Witalijem Gałuszko, Leonidem Mogiłowem i Jurijem Budko, przyjechali do Polski za chlebem. Ale do uczciwych zajęć się nie garnęli.

[srodtytul]Zbrodnia w Lesznie[/srodtytul]

Zatrzymali się w Lesznie, gdzie nielegalnie zaczęli pracować w hurtowni Ewaks należącej do Damiana C. To właśnie kłopoty finansowe, konkretnie długi wynoszące około 1 mld starych złotych, skłoniły Damiana C. do zaplanowania – najpierw w zmowie z Siergiejewem, a potem z pozostałą trójką – napadu i zabójstwa.

– Syn był zaopatrzeniowcem w hurtowni, a jego kolega kierowcą – opowiada Andrzej Barandowski, ojciec jednego z zamordowanych. – Wzięli pieniądze i razem pojechali do Leszna, by kupić magnetowidy. Ale to wszystko była pułapka, bo żadnych magnetowidów nie było. Tam Ukraińcy ich zabili i ukradli pieniądze.

Namówieni przez Damiana C. czterej Ukraińcy tłukli ofiary pałkami i porcelanowym czajnikiem po głowie. Zakneblowali, związali i zawinęli każdego w dywan, po czym wywieźli do pobliskiego lasu i zakopali.

Kiedy zauważyli, że ziemia, którą przysypali jednego z mężczyzn, się porusza, a skatowany daje oznaki życia, kłuli ją bagnetem. – To było wyjątkowo okrutne zabójstwo. Biegły sądowy twierdził, że przez 30 lat pracy nie widział czegoś tak strasznego – opisuje prokurator Jerzy Maćkowiak, szef Prokuratury Rejonowej w Lesznie.

Właściciel hurtowni, który zlecił mord, oraz jego wykonawcy zrabowali 1 mld 937 mln starych złotych.

Policja długo nie mogła znaleźć ciał Pyziaka i Barandowskiego. Choć szybko ustaliła, że za zabójstwem stał Damian C., a jego plan w życie wcielili czterej Ukraińcy, były kłopoty ze ściągnięciem ich do Polski.

Prokurator Nikołaj Drobiniak przyjechał do naszego kraju z trzema podejrzanymi: Gałuszko, Mogiłowem i Budko, w 1993 roku. Mieli wskazać miejsce ukrycia ciał. – Chociaż wcześniej się przyznali, pod namową adwokatów zaczęli kręcić i wodzili nas za nos po tych lasach przez kilka dni – relacjonuje Drobiniak. – Nie chcieli pokazać miejsca, bo wiedzieli, że jeśli znajdą się zwłoki, to grozi im kara śmierci. Sprawa zabrnęła w ślepy zaułek.

– Zakopaliśmy koło tej brzózki, mówili jednego dnia. A gdy nic nie znajdowaliśmy, to wskazywali kolejną. I tak bawili się w ciuciubabkę – opowiada jeden z polskich śledczych. – Umieszczono ich w Rawiczu, który w porównaniu z ich więzieniem był niczym kurort. Nie bardzo chcieli pokazać, gdzie ukryli zwłoki. Nie ma ciał, nie ma zabójstwa – chyba tym też się kierowali.

Wtedy Drobiniak z policjantem Waldemarem Gościniakiem wzięli Mogiłowa do lasu na „męską rozmowę”.

– Byli z nami jeszcze inni specnazowcy – mówi Drobiniak. – Powiedziałem do Mogiłowa: Albo pan pokaże nam to miejsce, albo zostawię tu pana z Polakami i mam gdzieś, w jakim stanie wróci pan do kraju: jako impotent czy psychicznie chory, to nie będzie moja sprawa. Mogiłow popłynął, pokazał nam miejsce. Prosił tylko, żeby go nie wydawać. Umarł kilka lat temu, dlatego mogę o tym powiedzieć.

Ciała zamordowanych w stanie znacznego rozkładu odnaleziono w płytkim grobie w lesie niedaleko Leszna.

Gałuszko, Mogiłow i Budko zostali skazani przez ukraiński sąd na 15 lat więzienia. Już odsiedzieli wyroki. Tak jak i Damian C., któremu w 1995 roku sąd w Poznaniu również wymierzył 15 lat. Podczas procesu zleceniodawca zbrodni umniejszał swoją rolę i zrzucał winę na Ukraińców. Oni zgodnie twierdzili, że zabili na jego polecenie.

– Jedną z pierwszych rzeczy, jaką Damian C. zrobił po tym, jak zabito handlowców, to jeździł do wierzycieli i oddawał im dług. Z pieniędzy, które zrabowano ofiarom – opowiada nam jeden ze śledczych.

Tylko po Siergiejewie przez lata nie było śladu. Prokurator Drobiniak nie kryje radości, że wreszcie został zatrzymany:

– Ileż on mi napsuł krwi! Już prawie go miałem, szykowałem na niego obławę w Winnicy, ale wyślizgnął się w ostatniej chwili. Specjalnie pojadę na proces do Winnicy, żeby spojrzeć mu w oczy i zadać parę pytań.

Śledczy do dzisiaj przechowuje artykuły z polskich gazet  dotyczące zabójstwa Polaków, z „Polityki”, „Prawa i Życia”, „Kuriera Polskiego”. – Każdą sprawę trzeba doprowadzić do końca. Teraz, gdy został złapany, mogę się już ich pozbyć – mówi Drobiniak.

– Nie wiedziałem, że zatrzymali tego czwartego Ukraińca, który zabił syna. Nie powiadomili mnie. Ale dobrze, że spotka go kara – mówi Andrzej Barandowski. Jego syn zginął, mająć 32 lata, był kawalerem.

Zamordowany z nim Wojciech Pyziak również był młody. Zostawił żonę i dwuletnią wtedy córkę. – Dzisiaj jest już prawie dorosła. Chociaż nie mieszkamy blisko siebie, to z żoną Wojciecha utrzymujemy kontakt i czasami się odwiedzamy – mówi Barandowski.

Ukraińscy milicjanci przyjechali do Petersburga dzień po zatrzymaniu Siergiejewa.

– Siedzieliśmy wszyscy jak na szpilkach, gdy sąd podejmował decyzję o umieszczeniu go w areszcie – opowiada pułkownik Wasiliew. – Straszny był z niego cwaniak i miał dobrych adwokatów. Trochę się baliśmy.

Sąd postanowił, że Siergiejew trafi do aresztu. Najprawdopodobniej będzie ekstradowany.

– Jeszcze czekamy na zezwolenie na wjazd do Rosji – mówi prokurator Drobiniak. – Jeśli je dostaniemy, w poniedziałek jedziemy do Moskwy zawieźć materiały i wniosek od naszej Prokuratury Generalnej o ekstradycję Siergiejewa. Wniosek jest już podpisany przez prokuratora generalnego.

– Widzi pani, wszyscy tak narzekają na politykę, na problemy między Rosją i Ukrainą czy Polską. Ale naszej pracy to nie dotyczy – twierdzi Jurij Wasiliew. – Współpracowaliśmy z Ukrainą, a oni z Polską i z Estonią. Na terenie Polski i Ukrainy Siergiejew popełniał przestępstwa, w Estonii załatwił sobie lewe dokumenty. Sami mielibyśmy trudniej. Może wcale nie udałoby się go złapać.

[srodtytul]Odpowie jeszcze za mord w Warszawie[/srodtytul]

Jak sprawdziła „Rz”, Ukrainiec ma więcej na sumieniu. – Jest poszukiwany przez stołeczną policję za zabójstwo swojego ziomka w Warszawie przy ulicy Bronisława Czecha – mówi Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji. Polska strona zadba o to, by odpowiedział również za tę zbrodnię.

Czy jedną z ofiar Siergiejewa naprawdę coś łączyło z byłym prezydentem Polski? Żaden z biografów Wałęsy, których o to pytaliśmy, nie potrafił odpowiedzieć, ani o kogo może chodzić, ani czy jest w tym choć odrobina prawdy.

Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo