– Mamy nadzieję, że nowy miejski budżet będzie ustanowiony przez radę, a nie prezydenta – mówi radny lewicy Jarosław Berger. – Dlatego zbieranie podpisów zakończymy wcześniej niż 3 listopada. Dziś mamy 61,5 tys. podpisów, choć potrzebujemy 60,4 tys. Jednak musimy mieć 20-procentową rezerwę, na wypadek, gdyby komuś z podpisujących pomylił się numer domu w adresie zamieszkania lub jedna z cyfr w peselu.
Działacze lewicy nosili się z pomysłem odwołania prezydenta już wiosną, ale – jak sami przyznają – wówczas nie byli do tego przygotowani organizacyjnie, a zbieranie podpisów w okresie wakacyjnym skazane było na niepowodzenie. Nie czekali jednak do powrotu wszystkich mieszkańców z wakacji. 26 sierpnia SLD wyszedł z inicjatywą odwołania, bowiem jak ustaliła „Rz” na podobny pomysł wpadli w tym czasie także działacze lokalnej Platformy Obywatelskiej.
Jesienią sprzyjała im pogoda, bowiem większość podpisów zebrali w weekendy na dwóch licznie odwiedzanych targowiskach: Bałuckim i Zielonym Rynku oraz autogiełdzie. W tygodniu stawiali swoje stoliki na ulicy Piotrkowskiej.
Sojusz zarzuca prezydentowi Kropiwnickiemu w szczególności chaos komunikacyjny, rosnące zadłużenie miasta, nieustające podróże zagraniczne prezydenta, które mają żadnego przełożenia na wizerunek Łodzi oraz konflikt w Teatrze Nowym. Prezydent i jego najbliżsi współpracownicy uważają zarzuty za bezzasadne. Urząd wykupił nawet spoty telewizyjne, na których przedstawiają dokonania Kropiwnickiego, a podpis na koniec prezentacji wyjaśnia, że jest to odpowiedź na nieprawdziwe informacje przekazywane przez Sojusz.