Bo cóż, reszta wywiadu mieści się konsekwentnie w formule "odmienionego Kaczyńskiego". O krewkim Wajdzie i Bartoszewskim: "Mniejsza o nazwiska. Było kilka wypowiedzi, które nie powinny były paść […] Nic w Polsce nie wskazuje, żeby te wybory miały się odbywać w atmosferze konfliktu. Mam nadzieję, że taka sytuacja utrzyma się do wyborów […] jestem nastawiony na merytoryczną kampanię" itd. itp.
Ten pojednawczy rejestr ciągle budzi osobliwe reakcje w branży medialnej. Ot, choćby trzy godziny temu na portalu gazeta.pl, w aktualizowanej minuta po minucie relacji spraw związanych z powodzią, pojawił się taki news z wiecu, który kandydat miał w Warszawie: "Szokująca deklaracja Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS przekazał swoje ‘pełne poparcie rządu w kwestii walki z powodzią’". Pozostaje współczuć łatwej skłonności autora do popadania w szok.
Ale to tylko jakiś młody, anonimowy redaktor portalu. U bardziej otrzaskanych publicystów widać w ten weekend początek nowego trendu. Już nie jest istotne dyskutowanie, czy Kaczyński istotnie się zmienił (i zaklinanie, że zaraz pęknie na nim owcza skóra). To już nieważne, bo bez względu na to, jak trwała okaże się zmiana, "wykonał spektakularne sepukku, unieważnił swój cały dorobek, unieważnił też wizerunek politycznego fightera", jak pisze Paweł Wroński. Hasło "prezes się zmienił" w jego ocenie może być odczytane przez centrowy elektorat jako kłamstwo, sztuczka. Pojawia się więc w elektoracie pytanie "po co wybierać podróbkę – Kaczyńskiego, który mówi jak Komorowski?".
Mądre rzeczy lepiej dla utrwalenia powtórzyć, przecież ludzie czytają gazetę na wyrywki, dlatego kilkanaście stron dalej Witold Gadomski ubiera tę samą myśl w nieco inne słowa: "Jeśli jednak prezes PiS rzeczywiście zrezygnował z radykalnych pomysłów politycznych, pogodził się z realiami III RP (…) to właściwie jaki jest jego polityczny program? Czym się różni od PO a nawet dawnej Unii Demokratycznej? I czy jest pewien, że jego liczni zwolennicy za nim podążają?". Zdaniem Gadomskiego Kaczyńskiemu "nie powiodła się próba przejęcia części elektoratu umiarkowanego", dlatego żadne wpadki Komorowskiego "nie przesądzą o wyniku wyborów", które tenże "wygra bez trudu".
Gdyby jakaś gapa przeoczyła i ten artykuł, to o nieubłaganej logice dziejów przypomni jej tytuł "Kaczyński przegra te wybory". Pod nim znajdziemy całkiem ciekawą rozmówkę z Antonim Mężydłą. Obecny poseł PO, dawniej działacz PiS mówi o swoich byłych kolegach: "to jest partia, która nie ma mocnego przekonania, że może znów dojść do władzy. (…) mam tam dużo kolegów, widzę że tam nie ma takiej wiary". A o Jarosławie Kaczyńskim: "Pałac to nie jest jego cel. Myślę, że to byłaby krępująca dla niego sytuacja, gdyby został prezydentem po Leszku Kaczyńskim" (potwierdza to cytowany wyżej wywiad dla "Super Expressu" – Jarosław uchyla się od prostej odpowiedzi na pytanie o bycie dziedzicem Lecha). Szkoda, że Mężydło zajął ledwie ćwierć kolumny, bo jako osoba spoza kręgu zawodowych antypisowców miałby pewnie więcej rzetelnych, niemanipulanckich obserwacji o słabości i oczywistym braku następnych pomysłów, jaki widać po stronie PiS.