W najbliższym tygodniu posłowie z Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych wydadzą opinię o pięciu kandydatach na ambasadorów (jednak ich opinia nie ma wpływu na ostateczną decyzję). Potem już tylko podpis prezydenta i dyplomaci mogą objąć funkcje. Nowi ambasadorowie mają pojechać do Rosji, Korei Południowej, Arabii Saudyjskiej, na Kubę oraz do Uzbekistanu.
Najważniejsza placówka to Moskwa. Tam wybiera się Wojciech Zajączkowski, obecnie kierujący polską placówką w Bukareszcie. Objął ją zaledwie dwa lata temu. W Moskwie ma zastąpić Jerzego Bahra, którego czteroletnia kadencja upływa w tym roku.
Zajączkowski jest zawodowym dyplomatą, przed wyjazdem do Bukaresztu był doradcą premiera Donalda Tuska. – To dobry analityk, ale na takie placówki jak Moskwa powinny być wysyłane osoby, które mają silną pozycje, polityczną – ocenia Tadeusz Iwiński (SLD), wiceszef Komisji Spraw Zagranicznych. Jego zdaniem ambasador w Moskwie powinien mieć doświadczenie np. na stanowisku wiceministra spraw zagranicznych. – Problemy resortu to chaos i krótka ławka – kwituje Iwiński.
Podobnie sytuację ocenia wiceszef komisji z PiS Karol Karski. – Fakt, że Zajączkowski wraca, by pojechać na inną placówkę, świadczy o tym, jak bardzo obecnej ekipie brakuje specjalistów do spraw wschodnich – podkreśla. – Jedna, nawet dobra, kandydatura nie zastąpi całej polityki wschodniej.
PO broni kandydata. – Kompetencje pana Zajączkowskiego nie budzą wątpliwości – mówi "Rz" Robert Tyszkiewicz, wiceszef komisji.