W Poznaniu, Sopocie i Szczecinie władzę utrzymali urzędujący prezydenci. W drugiej turze zwyciężyli: Ryszard Grobelny, Jacek Karnowski i Piotr Krzystek.
[srodtytul]Grobelny: jak Cyryl Ratajski?[/srodtytul]
„Z Grobelnym wygrać nie sposób. Nawet jeśli umrze, będzie rządził miastem prosto z alei zasłużonych cmentarza na Junikowie” – taki żart krążył przed drugą turą wyborów wśród poznańskich działaczy PO. Wisielczy humor raczej nie dziwi. Grobelny już raz, cztery lata temu, wygrał z kandydatką tej partii Marią Pasło-Wiśniewską. Niedzielne zwycięstwo nad Grzegorzem Ganowiczem można uznać za nokaut. A jeszcze niedawno wydawało się, że prezydent Poznania i działacze PO będą świętować sukces wspólnie.
47-letni Grobelny rządzi Poznaniem od 12 lat (wcześniej przez sześć zasiadał w zarządzie miasta). Od początku politycznej kariery związany był z centroprawicą. Działał w KLD, UW, potem zaczął sympatyzować z Platformą. Do nowej partii zapisać się jednak nie chciał. Kolejne lata upływały pod znakiem harmonijnej współpracy, tym bardziej że podjęta podczas poprzednich wyborów próba sił skończyła się dla PO źle. Na początku tego roku strony doszły do porozumienia. Grobelny zapisał się do partii i stał się jej naturalnym kandydatem w wyścigu o kolejną kadencję. Ale sojusz rychło legł w gruzach. Premier Donald Tusk przypomniał, że Platforma nie może popierać ludzi, na których ciążą prokuratorskie zarzuty. A Grobelny zasiada na ławie oskarżonych w tzw. sprawie Kulczykparku. PO zmuszona była wystawić jego dobrego przyjaciela, przewodniczącego rady miasta Grzegorza Ganowicza. Grobelny wystartował jako kandydat niezależny.
Chłodny, zdystansowany, typ urzędnika – mówią o Grobelnym jego oponenci. I nie pomaga nawet to, że prezydent od lat stara się wyjść z tego schematu: regularnie bierze udział w poznańskich maratonach, pojawia się na spotkaniach Lecha Poznań.