Jak wiadomo, pieniądze potrafią skłócić, tym bardziej jeśli (jak w tej sprawie) z natury rzeczy nie ma wyraźnych kryteriów ich przyznawania. Na dodatek oferta zbiegła się z trzecią rocznicą wcześniejszej katastrofy - wojskowej CAS-y. Z pewnych powodów nie ma prawnych podstaw (w każdym razie nie tych samych) do wypłaty zadośćuczynienia tamtym rodzinom.
Jest w przy tym szereg nieporozumień. Obok wprowadzonego do polskiego prawa dwa i pół roku temu zadośćuczynienia za cierpienie psychiczne, krzywdę moralną - a tego tylko dotyczy propozycja 250 tys. zł - rodziny ofiar mają prawa do odszkodowań: za koszty leczenia i pogrzebu, za utracone alimenty i renty, wreszcie za pogorszenie majątkowej sytuacji życiowej.
Szeroko pisze o tym poniedziałkowa „Rzeczpospolita” na żółtych stronach ([link=http://www.rp.pl/artykul/4,598827_Pieniadze-po-katastrofie-smolenskiej-.html]„Pieniądze po katastrofie smoleńskiej”[/link]), piórem niżej podpisanego (czasem muszę siebie też przejrzeć!).
„Fakt” cytuje Marcina Dubienieckego, zięcia prezydenta Lecha Kaczyńskiego: „To kolejny marny zabieg rządu dla odwrócenia uwagi od nieprawidłowości w sprawie smoleńskiej. Skupmy się na wyjaśnieniu przyczyn katastrofy” („Odszkodowanie to tylko wybieg”).
„Gazeta Wyborcza” w notce „Bliscy ofiar CAS-y gotowi są na ugody” podaje z kolei, że gdyby zaproponowano im 250 tys. zł, to zgodziliby się na takie zadośćuczynienie.