Pan Władimir jest wnukiem rosyjskiego Niemca, za czasów stalinowskich więzionego trzykrotnie. Dwa razy bolszewicy zsyłali go do łagrów, za trzecim razem rozstrzelali. Stalina pan Władimir uważa za zbrodniarza równego Hitlerowi.
A babcią pana Władimira była Polka spod Augustowa. – Wiecie, Stalin Polaków nie lubił, to nie było za Stalina bezpieczne pochodzenie – wspomina pan Władimir.
To dzięki babci bez zająknienia recytuje pierwsze dwa wersy: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy". Trochę trudniej idzie mu z wymówieniem „Matka Boska Częstochowska"...
Rok temu, wspomina pan Władimir, katastrofę polskiego tupolewa przeżyto w Rosji jak własną. Głęboko poruszony był również sam pan Władimir, choć – jak mówi – „tego... no... kak jewo? – Kaczinskowo – nie lubiłem i nie lubię".
Dlaczego? No bo to rusofob przecież. Ale to nie zmienia faktu, że tragedia była straszna.