– Chodząc po mieście i patrząc na reklamy, czuliśmy się poirytowani. Denerwowało nas, że są tak słabej jakości. Jest już konkurs na najlepszą reklamę. Dlaczego nie rozdawać też statuetek za te najgorsze? – pyta Mariusz Wszołek z UWr, współorganizator konkursu.
Surykatki i bikini
Druga edycja plebiscytu wystartowała w marcu, a już wpłynęło ponad 200 propozycji. Nominowane są np. surykatki tańczące w rytm muzyki z filmu "Dirty Dancing", które promują wyroby Wedla.
Jednak internautów najbardziej denerwują reklamy dwuznaczne. – Takie, które odwołują się do seksu – precyzuje prof. Michael Fleischer, kulturoznawca z UWr, pomysłodawca konkursu. – Na przykład moim kandydatem do nagrody jest reklama ubojni drobiu. Na zdjęciu kobieta w bikini, opalona, nasmarowana oliwką, a wokoło niej chodzą kury. Do kogo coś takiego ma dotrzeć?
Za to samo krytykowany jest też telewizyjny spot firmy Zbyszko: napój rozlewa się na piersi wydekoltowanej kobiety, a inna pani w biustonoszu wyskakuje z tortu.
Fleischer twierdzi, że polskie reklamy są słabe. – U nas modne są teraz reklamy w stylu, w jakim robiono je w latach 50. na przykład w Ameryce. Chyba trzeba po prostu "wykorzystać limit" i zrobić wiele głupich reklam, a dzięki temu nabierzemy doświadczenia i zaczniemy je robić na światowym poziomie – uważa.
Nie zgadza się z nim specjalista od reklamy z SWPS, psycholog Renata Ropska. – Na początku lat 90. rzeczywiście reklamy były słabe. Teraz jest coraz lepiej. Dlatego że wiele jest robionych w polskich oddziałach międzynarodowych agencji. Poza tym młodzi ludzie uczą się tworzyć reklamę na najlepszych uczelniach zagranicznych. Wracają do Polski i wykorzystują u nas swoją wiedzę – przekonuje Ropska. I dodaje, że większość kiepskich reklam to te zrobione przez amatorów, a nie specjalistów. – Firma robi ją sama, a pomagają członkowie rodziny – zaznacza Ropska.