Wiceminister skarbu z ramienia PSL Jan Bury w styczniu tego roku został udziałowcem spółki SO-RS z Rzeszowa. Kupił 50 proc. udziałów, choć ustawa antykorupcyjna, która obowiązuje od 1997 r., zabrania takich praktyk. Art. 4 ustawy o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne (do takiej zalicza się sekretarz stanu) dokładnie określa, że nie mogą one "posiadać w spółkach prawa handlowego więcej niż 10 proc. akcji lub udziały przedstawiające więcej niż 10 proc. kapitału zakładowego - w każdej z tych spółek". Za złamanie ustawy grozi odwołanie ze stanowiska.
Spółka Burego była właścicielem hotelu w Rzeszowie Res-Hotel, ale przedmiot działalności spółki wiceministra jest bardzo szeroki: drukowanie gazet, wydawanie książek, działalność portali internetowych, zbieranie odpadów niebezpiecznych, działalność w zakresie telekomunikacji satelitarnej, działalność obiektów sportowych i klubów sportowych.
Jan Bury jest sekretarzem stanu od listopada 2007 r. Z wykształcenia jest prawnikiem, od 10 lat jest także członkiem Krajowej Rady Sądownictwa. W rozmowie z "Rz" przyznaje, że "popełnił niezamierzony błąd" i złamał przepis, za który przeprasza. - Tak czasem w życiu bywa, że w sprawach ważnych, człowiek wyłącza myślenie i ja tak zrobiłem - mówił dziś rano w rozmowie z "Rz".
Bury tłumaczył nam także, że udziały kupił za 600 zł, a spółka od wielu miesięcy nie prowadziła żadnej działalności, nie ma też żadnego majątku. Po co ją więc kupił?
- Po wyborach chciałem rozpocząć działalność wydawniczo-kulturalną - tłumaczy wiceminister Bury. - Przez kilkanaście lat byłem wydawcą, wydawałem m.in. "Wiadomości Podkarpackie". Chciałem wydawać tygodnik, może kwartalnik.