Ryszard Ochódzki, bohater komedii "Miś", załatwiając sobie bilet do Londynu, kasjerce na Okęciu wręczył kiełbasę zawiniętą w papier. – Pani kierowniczko, podwawelska! – krzyknęła kasjerka, a kierowniczka z uznaniem kiwnęła głową.
– Dziś już nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby jako łapówkę przynieść kiełbasę – mówi Andrzej Zawistowski, historyk z IPN. – A w PRL mięso było towarem luksusowym. Zresztą nie tylko mięso.
O reglamentowanej żywności, kuchennej pomysłowości Polaków oraz o tym, co jadano i czego nie jadano w czasach Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, mówiono w czerwcu 2011 roku, podczas konferencji "PRL na talerzu". Organizowali ją Oddziałowe Biuro Edukacji Publicznej IPN w Warszawie oraz Centrum Edukacyjne IPN "Przystanek Historia".
Dlaczego w PRL kuchnia i jedzenie były takie ważne? – Coś trzeba było do garnka włożyć, a nic nie można było dostać. Dlatego ludzie więcej o tym myśleli, rozmawiali, bo każdy chciał coś wykombinować – tłumaczy Adam Chrząstowski, kucharz i szef kuchni, który swoją edukację kulinarną zaczynał w latach 80. Dodaje, że pomysłowość kulinarna Polaków w tych czasach była ogromna.
A to wynikało z braku dostępu do wielu składników potraw. Trzeba je było czymś zastąpić. – Na przykład skórę z kurczaka gotowano i przyprawiano tak jak flaki i w ten sposób powstawał "kurczak a la flaczki".