Śledczy z Brzegu (Opolskie) uznali, że nie zajmą się tym, czy kandydat na burmistrza mógł bez wiedzy prezydenta RP, premiera i ministra sprawiedliwości użyć ich podpisów na ulotce.
Podczas wyborów samorządowych w 2010 r. Krzysztof Puszczewicz, wówczas dyrektor w opolskim Urzędzie Marszałkowskim, szef powiatowych struktur PO w Brzegu i kandydat na burmistrza miasteczka, chwalił się poparciem najwyższych władz. Opinie „Krzysztof to znakomity organizator", „poradzi sobie na każdym stanowisku", „świetnie rozumie i czuje prawo" ilustrowały zdjęcia i podpisy Bronisława Komorowskiego, Donalda Tuska i Krzysztofa Kwiatkowskiego. Ale jak wówczas ustaliła „Rz", żaden z nich nie wyraził na to zgody.
– Przed Sądem Okręgowym w Opolu Puszczewicz przyznał, że nie miał takich rekomendacji – wspomina Marek Popowski, który uznawszy, że doszło do fałszerstwa, wniósł protest wyborczy. Ale według sądu to, czego dopuścił się kandydat na burmistrza, było formą autoprezentacji, a nie niedopuszczalnej agitacji, i protest oddalił.
Przedsiębiorca zawiadomił o sprawie ABW, która w marcu przekazała jego pismo do prokuratury w Brzegu. A ta uznała, że podpisy są zeskanowane, być może z innych kopii dokumentów, i nie sposób ocenić, czy doszło do fałszerstwa. Samo zaś posługiwanie się cudzymi podpisami i zdjęciami w kampanii wyborczej wykracza poza pole jej działania, bo byłoby ingerencją w kampanię. Prokuratura stwierdziła, że prezydent, premier i minister mogą wnieść pozew na drodze cywilnej.
Popowski nie został uznany za poszkodowanego. W maju odwołał się do sądu. Uważa, że przestępstwo powinno być ścigane z urzędu. – Gdybym na sklepie napisał, że prezydent zachwala moje meble, to z pewnością miałbym proces cywilny – mówi. – Rozumiem, że Bronisław Komorowski, Donald Tusk i Krzysztof Kwiatkowski nie chcą skrzywdzić partyjnego kolegi, ale on, dokonując nadużycia, wystawił na szwank powagę organów państwa.