Sprawa jest związana z opisywanym tydzień temu przez "Rz" fiaskiem największej, realizowanej przy wsparciu Unii Europejskiej inwestycji pozainfrastrukturalnej. Chodzi o tzw. termy gostynińskie, które najprawdopodobniej stracą szanse na finansowanie.
Ujawniliśmy, że na lokalizacji term zyskał burmistrz Włodzimierz Śniecikowski, który w miejscu planowanej inwestycji miał działkę. Zamienił ją na miejski grunt w centrum miasta. Jeśli termy nie powstaną, a wszystko na to wskazuje, działka, którą ma teraz miasto, będzie w praktyce bezwartościowa. Zawiadomienie po naszej publikacji złożył szef gostynińskiej Platformy Obywatelskiej i kontrkandydat Śniecikowskiego w ostatnich wyborach samorządowych.
- Przyjrzałem się sprawie i odkryłem rzeczy, które mogą świadczyć o popełnieniu przestępstwa - mówi "Rz" Piotr Pesta. Podejrzewa, że uchwała Rady Miasta, która umożliwiła burmistrzowi zamianę działek, została sfałszowana. Rzecz w tym, że data figurująca na uchwale to 16 kwietnia 2008, a w dniu tym nie było żadnej sesji Rady.
Coraz więcej wątpliwości budzi też wybór lokalizacji term. - Teren, na którym jest ona planowana, stanowi obszar dawnego jeziora: występują tam grunty nienośne (niebudowlane) nawet do głębokości 17 m poniżej poziomu terenu. Oznacza to, że budowanie czegokolwiek (nawet dróg) wymaga palowania i stabilizacji gruntów, co jest bardzo kosztowną inwestycją - mówi "Rz" Ludmiła Magdańska z firmy Pion, która jako pierwsza projektowała termy.
Dodaje, że nie rozumie, dlaczego Śniecikowski wybrał akurat tę lokalizację dla parku wodnego.