Sejm odrzucił w piątek wniosek "S" o referendum w sprawie podniesienia wieku emerytalnego. Ale nie zakończy to batalii o to, w jakim wieku Polacy będą przechodzić na emeryturę.
– Żadnych działań nie wykluczamy – odgraża się w rozmowie z "Rz" Roman Gałęzewski, przewodniczący stoczniowej "S". – Dzisiaj Tusk może myśleć, że jest zwycięzcą, że ma rację, ale Kaddafi też tak myślał – dodaje.
Za odrzuceniem wniosku o referendum zagłosowało 233 posłów PO i PSL, przeciw 180 z PiS, Solidarnej Polski i SLD, wstrzymało się 42, głównie z Ruchu Palikota.
Związkowcy chcieli, by Polacy odpowiedzieli na pytanie, czy są "za utrzymaniem dotychczasowego wieku emerytalnego wynoszącego 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn". Pod wnioskiem o referendum podpisało się blisko 2 mln osób. – Rzucone w drodze koalicyjnego kompromisu marne cząstkowe emerytury nie zastąpią realnych działań – zarzucał Piotr Duda, szef "S", przedstawiając wniosek w Sejmie."
– To jest referendum nad obecnym systemem rządów w Polsce – przekonywał Jarosław Kaczyński. A lider SLD Leszek Miller zapowiedział złożenie kolejnego wniosku – tym razem przez jego partię.
– To podniesienie wieku emerytalnego wymaga odwagi, a nie podpisywanie się pod dziełem politycznym NSZZ "S" czy śpiewanie "Murów" wraz ze związkowcami – ripostował premier Donald Tusk (odniósł się do odwiedzin Millera u związkowców, z którymi ten śpiewał pieśń Jacka Kaczmarskiego).
Premier zaatakował lidera "S". – Myślę, że nie po to pana wybierano na szefa "S", aby się pan podejmował zadań, które właściwie jest w stanie wykonać każdy pętak – powiedział.
Projekt ustawy podnoszącej wiek emerytalny trafi do Sejmu najwcześniej pod koniec kwietnia. Dopiero w ostatni czwartek liderzy PO i PSL uzgodnili szczegóły reformy.
Według informacji z Klubu Parlamentarnego PO władze tej partii będą chciały, by marszałek Ewa Kopacz wprowadziła nadzwyczajny, szybki tryb prac nad ustawą. Związkowcy z "S" zamierzają pokrzyżować te plany.