Biurko ze zmywarką

Sala zabaw, kuchnia, a nawet punkt medyczny, fitness czy przedszkole. Duże firmy coraz częściej organizują się tak, by ich pracownicy mieli wszystko na miejscu i nawet wizytę u lekarza załatwili bez wychodzenia z pracy

Publikacja: 28.04.2012 01:01

Biurka ustawione w rzędach to rozwiązanie znane od dawna, ale dopiero współcześnie kształt „ferm men

Biurka ustawione w rzędach to rozwiązanie znane od dawna, ale dopiero współcześnie kształt „ferm menedżerów”?doprowadzono do perfekcji

Foto: EN

Tekst z dodatku Plus Minus

– Nie myj kubka. Wstaw do zmywarki. Tutaj się nie zmywa, szkoda czasu – zwraca mi uwagę Agnieszka, 30-letnia konsultantka w korporacji z branży telekomunikacyjnej. Szef wyjechał w delegację, więc w porze lunchu można bez skrępowania zaprosić kogoś do firmy. W obłożonym marmurem biurowcu w centrum Warszawy najpierw trzeba wpisać się do książki na recepcji, potem sforsować kilka bramek otwierających się za pomocą karty magnetycznej i wjechać szykowną, podświetlaną ze wszystkich stron windą na swoje piętro. A tam dziesiątki biurek, jedno przy drugim w równo odmierzonych rzędach. Odgrodzone od siebie ściankami, by skupić się na pracy, zamiast gadać z kolegą, który siedzi po sąsiedzku. Zresztą... tu się nie gada. Tu się komunikuje. Przez komunikator oczywiście. Bo po co iść do współpracownika z sąsiedniego rzędu. O update sprawy łatwiej poprosić przez firmowy messenger.

Partyjka ping-ponga

W porze lunchu tylko nieliczni siedzą za biurkiem. Reszta zeszła na obiad do jednej z restauracji, które mieszczą się na parterze biurowca. Inna rzecz, że nawet nie wychodząc z firmy, można przyrządzić sobie prosty posiłek. Jest nieźle wyposażona kuchnia i specjalna „rekreacyjna" sala z długim stołem i rzędem wysokich stołków. Na korytarzu stoi kilka automatów z napojami i słodyczami. Luksusowe warunki? Jak na korporację dość skromnie. Niektóre firmy urządzają w swoich siedzibach prawdziwe sale zabaw. Samsung Electronics Polska ma stół do ping-ponga, piłkarzyki, wygodne fotele. – Między 12 a 13 mamy godzinę na relaks – opowiada Olaf Krynicki z Samsung Electronics Polska. – Można pograć, jest czas na rozmowy, obiad, zakupy w galerii handlowej czy fitness. W ten sposób ładujemy baterie, by popołudnie lepiej przepracować.

Grupa Allegro poprzeczkę chce podnieść jeszcze wyżej. W Poznaniu powstaje jej nowa siedziba o wdzięcznej nazwie Pixel. – Mamy nadzieję, że uda nam się stworzyć wyjątkowe miejsce pracy i spotkań – mówi „Rz" Joanna Wagner z grupy Allegro. – Sprzyjać temu będą liczne zielone tarasy, ogrody na dachach. Osłonięte zielenią miejsca wspólne zaproszą do spaceru czy lektury. Wokół budynków będą ścieżki i parkingi dla rowerów, a w biurowych łazienkach prysznice dla rowerzystów – wylicza Wagner.

– Korporacje hołdują różnym modom – mówi „Rz" Leszek Mellibruda, psycholog biznesu. – W tej chwili modne jest naśladowanie Google'a i wpajanie pracownikom, że praca to zabawa. Biura zamieniają się w sale zabaw. Dorabia się do tego filozofię, że to pociąga i motywuje pracowników – mówi Mellibruda.

Korporacje nie poprzestają na biurowej kuchni, miejscu rekreacji czy ogrodach na dachu. Samsung ma salę zabaw dla dzieci z zabawkami, tablicą, a nawet konsolą gier. W kompleksie budynków grupy Allegro będą fitness, gabinety lekarskie, żłobek, przedszkole i restauracja „bazująca na świeżych, ekologicznych produktach". W głównej siedzibie Banku Millennium już teraz obok kawiarni i restauracji funkcjonuje punkt medyczny, gdzie można skorzystać z porady lekarskiej.

Niby to wygoda, ale jednocześnie w ten sposób korporacje zasysają swoich pracowników. Chcą, by w firmie mogli zaspokoić wiele potrzeb bez wychodzenia z budynku. Wielu pracowników na to idzie. A korporacje postrzega się jako miejsce, w którym siedzenie po godzinach to standard.

Psychomanipulacja?

Do tej pory starałam się być asertywna i nie zostawać zbyt często w pracy do nocy. Choć nieraz się zdarza, że menedżerowie, którzy mają nienormowany czas pracy, potrafią po południu przyjść z jakąś pilną rzeczą do zrobienia i wtedy nie ma wyjścia – mówi „Rz" Joanna, która dopiero od roku pracuje w firmie konsultingowej, ale już myśli o zmianie tej pracy na spokojniejszą. – Im dalej w las, tym jest gorzej i nie wiem, czy asertywność pomoże. A w życiu są ważniejsze rzeczy. Mam swoje pasje i nie chcę ich zarzucać.

Chłopak Ewy pracuje w centrali jednego z dużych banków. – Siedzi w pracy po godzinach, choć nikt mu za to nie płaci. Zdarza się, że w biurze musi być w środku nocy. I co gorsza, nie widzi w tym nic dziwnego. Uważa to za normę. Ja tego zupełnie nie rozumiem – wzdycha Ewa.

A z ankiet przeprowadzonych w  2008 roku przez zespół pod kierownictwem socjologa prof. Mariusza Jędrzejki wynika, że blisko 20 proc. z 200 przepytanych pracowników korporacji poświęca na sprawy zawodowe więcej niż 12 godzin dziennie, kolejne 33 proc. więcej niż 10 godzin dziennie. Gdy pojawia się ciekawa propozycja, nie wahają się rozstać z rodziną i wyjechać do innego miasta. Co szósty ankietowany zadeklarował, że nie mieszka z żoną lub mężem. Aż 14 proc. odpowiedziało, że ponad miesiąc nie widziało się z bliskimi. Z nawałem pracy radzą sobie, sięgając po napoje energetyczne, tabletki na koncentrację, eksperymentują z narkotykami. Lekarstwem na stres jest dla nich przygodny seks i alkohol. 18 proc. przyznało się, że po kieliszek sięga codziennie. – Przygotowujemy nowy raport. Ze wstępnych danych wynika, że odsetek tych, którzy od poniedziałku do piątku są poza domem, jeszcze wzrósł w porównaniu z 2008 rokiem – mówi „Rz" prof. Jędrzejko. – Korporacja nie zna granic moralnych ani czasowych. Człowiek jest w niej małym trybikiem, który w każdej chwili można wymienić, jeśli szefostwo uzna, że się zużył. Tempo pracy, jakie narzuca, mogą znieść tylko młodzi ludzie w wieku 26 – 35 lat. Jeśli w korporacji zdarzają się 40-latki, to głównie na stanowiskach kierowniczych – zwraca uwagę socjolog. – W wielu firmach panuje przekonanie, że sukces zaczyna się po godzinie 18, więc pracownicy biuro opuszczają dopiero o 21 czy 22. Nawet jeśli nie mają co robić, zwyczajnie przesiadują, żeby pokazać szefowi swoje zaangażowanie. Nikt nie chce wyjść pierwszy – mówi z kolei Mellibruda.

Po pracy zdarzają się też firmowe wyjścia integracyjne. W Banku Millennium funkcjonuje „MilleKlub". Pracownicy mogą zgłaszać projekty wspólnego spędzenia czasu, np. wspólne wyjazdy, wypoczynek, udział w wydarzeniach kulturalnych, spektaklach, koncertach, warsztatach rozwijających zainteresowania. Projekty są dofinansowywane przez bank. – Poszczególne piony biznesowe regularnie organizują spotkania dla swoich pracowników mające w programie część integracyjną – wyjaśnia Wojciech Kaczorowski z Banku Millennium.

– Olimpiady sportowe, wyjazdy na narty. To taki system przywiązywania ludzi do siebie – opowiada Ewa. – W dodatku nawet wspólne wyjście na imprezę jest tylko dla pracowników korporacji, ja nie mogę towarzyszyć chłopakowi – dziwi się. Joanna zaznacza, że choć imprezy integracyjne nie są obowiązkowe, to jednak warto na nie chodzić. – W mojej firmie pracujemy w systemie projektowym. Takie nieformalne kontakty z szefostwem mogą zaprocentować. Ma się większe szanse, by zostać wybranym do zespołu – mówi. – Niby nie trzeba chodzić, ale jak kiedyś nie mogłem pójść, bo opiekowałem się dziećmi, to następnego dnia miałem rozmowę z szefem – mówi Marek, były pracownik koncernu motoryzacyjnego. Z korporacjami rozstał się dziesięć lat temu. – I nigdy w życiu nie będę już pracował w korporacji. Wolę trochę mniej zarobić, ale mieć czas dla rodziny – deklaruje.

– Takie imprezy i wyjazdy powinny być raczej nazywane psychomanipulacją, a nie integracją – uważa prof. Jędrzejko. – Przecież tam wtłacza się ludziom do głowy, że mają odnosić sukcesy. Chodzi o osiągnięcie celów firmy.

Hierarchia dziobania

Anna Jackowska, motocyklistka, podróżniczka, autorka książek, korporację porzuciła po roku. Kiedy zrezygnowała z pracy, znajomi nie mogli się nadziwić. Pukali się w głowę, widząc, że rezygnuje z bezpieczeństwa, jakie daje praca w korporacji. Z samochodu służbowego i konkretnej kwoty, która co miesiąc wpływała na konto. – W pewnym momencie zauważyłam, że się kompletnie zatraciłam w tej pracy – opowiada. – Zrezygnowałam z pasji, jaką jest jazda na motocyklu. Któregoś dnia poszłam na parking i okazało się, że motocykl nie chce odpalić, a jego łańcuch jest pokryty rdzą, bo ja po prostu przestałam na nim jeździć – wspomina i dodaje, że rok w korporacji był też trudny, jeśli chodzi o życie osobiste. – Miałam na nie bardzo mało czasu.

Mellibruda zwraca uwagę, że pracownicy korporacji bardzo często przechodzą kryzys życia rodzinnego.

– Dotyczy to zarówno szeregowych pracowników, jak i menedżerów wysokiego szczebla, a nawet członków zarządu. Nie każdy jest na tyle odporny, by wytrzymać korporacyjne ciśnienie. To, co dzieje się w pracy, przenoszą do domu i odgrywają się na najbliższych – mówi psycholog i dodaje, że gdy sytuacja jest krytyczna, szukają porady specjalisty. – Niestety zgłaszają się późno, gdy już korporacyjny stres wywoła u nich objawy psychosomatyczne – bezsenność, bóle głowy, żołądka, obniżenie nastroju – wylicza.

Radzi, by omijać najbardziej toksyczne korporacje. Po czym je poznać? – W takiej firmie system wzmacnia zachowania sztywno zaprogramowane przez władze i nie ma od nich odstępstw, trzeba się bezwzględnie podporządkować, i to jest premiowane. Niezależność, indywidualność jest karana. System wyławia takie osoby i niszczy. Często robione jest to w białych rękawiczkach, bez słów. Wokół takiego pracownika pojawia się zmowa milczenia, ostracyzm – tłumaczy psycholog. – Kolejnym symptomem jest coś, co nazwałbym „hierarchią dziobania". Między pracownikami różnych szczebli nie ma bezpośredniej komunikacji. Można rozmawiać tylko ze swoim bezpośrednim przełożonym. Ale droga służbowa nie obowiązuje wszystkich, są uprzywilejowani. Dla nich drzwi szefa są zawsze otwarte. Trwa walka o jego względy i przymilanie się do „korporacyjnego bluszczu", czyli zaufanych zauszników kierownictwa – wyjaśnia.

Maciej Balcerzak, menedżer, który pisze poradnik o tym, jak przetrwać w korporacji i zrobić w niej karierę. Zwraca uwagę, że panujące tam stosunki nie różnią się zbytnio od tych w innych miejscach. – Ci, którzy czytali „Cesarza" Kapuścińskiego w PRL, uważali, że to aluzja do systemu komunistycznego. Ja jak czytałem o dworze Haile Selassie, widziałem korporację. Tak samo każdy chce być bliżej prezesa, tworzą się koterie – mówi Balcerzak.

W innym świecie

Kto w korporacji chce zostać na dłużej, musi się przyzwyczaić do specyficznego systemu pracy, poznać korporacyjne zwyczaje. A tych jest niemało. Na forach internetowych pracownicy korporacji prześcigają się w wyliczaniu i obśmiewaniu tego, co wymyślono w ich firmach. Nowy długopis? Zdaj zużyty i podpisz protokół. Co z tego, że w firmie pracują głównie Polacy? Góra zarządziła, że rozmawiamy wyłącznie po angielsku, bo obcokrajowiec, który wejdzie do kuchni czy toalety, mógłby się czuć nieswojo, słysząc rozmowę w nieznanym mu języku. Niektóre firmy robią pracownikom cykliczne testy psychologiczne, obserwacje, obok działu HR otwierają departamenty „zarządzania talentami".

Koniecznie trzeba też przywyknąć, a nawet go opanować, do korporacyjnego żargonu. Królują w nim anglicyzmy. Pracuje się w „open spejsie", zamiast burzy mózgów robi się „brain storming", nie ma informacji zwrotnej, lecz „feedback". Zamiast aktualizowania czegoś robi się „update", a przed pracownikami nie stawia wyzwań, tylko czelendżuje się ich (od ang. challenge – wyzwanie, trudne zadanie). – To normalne. Korporacje tak mają. To po pewnym czasie wchodzi w krew – wzrusza ramionami Leszek, 28-latek, który od dwóch lat pracuje w warszawskim oddziale korporacji z branży IT. – Pamiętam, że na początku zdziwiło mnie to, że wszystko załatwia się poprzez e-mail. Nic na gębę. Pierwszego dnia pracy musiałem poprosić o założenie służbowej skrzynki e-mailowej – oczywiście zamówienie trzeba było wysłać e-mailem. Nie było do kogo pójść, gdzie zadzwonić. Absurd, myślałem wtedy, dziś już się przyzwyczaiłem. Więcej, uważam nawet, że trzeba wszędzie i wszystkim rozsyłać e-maile, żeby w razie czego mieć podkładkę, że coś się zrobiło, że nawalił kto inny, że ustalenia były takie to a takie – opowiada.

Joanna zdradza, że to nie do setek wysyłanych e-maili i specyficznego języka najtrudniej było jej się przyzwyczaić. – W firmie najbardziej zaskoczyło mnie to, że nie mamy własnych biurek. Pracujemy w open spejsie. Biurka mają numery i trzeba je sobie z wyprzedzeniem rezerwować w systemie informatycznym, a laptopy codziennie ze sobą nosić. Taka kultura – opowiada.

– Korporacja to jest równoległy świat, trochę jak inna planeta. Rządzi się własnymi prawami – uważa Balcerzak. – Trzeba wiedzieć, jak się zachowywać, jak się ubierać.  Nawet na płaszczyźnie życia prywatnego można zaobserwować różnice między osobami z korporacji a tymi, którzy w nich nie pracują. Ci ostatni komunikują się w sposób jasny i bezpośredni. Ludzie z korporacji analizują, jak ich przekaz może być odebrany, czy nie zostaną źle zrozumiani i czy ktoś się nie obrazi. To właśnie rodzaj korporacyjnego myślenia tak zwanych corporate slaves, czyli korporacyjnych niewolników  – mówi.

Korporacja jak garsonka

W piątkowy wieczór drogi wyjazdowe z Warszawy zapchane są służbowymi autami, a w pociągach Intercity trudno kupić bilet na popularne trasy. Przedziały wypełniają dobrze ubrani młodzi ludzie ze smartfonami przy uchu i służbowym laptopem na kolanach. Korporacyjni niewolnicy dostali wolny weekend. W niedzielny wieczór i w poniedziałek rano spotkamy ich jadących w przeciwnym kierunku.

Zatrudnienie w dużej, znanej, często nawet na globalnym rynku, firmie to dla wielu ludzi, zwłaszcza młodych, synonim sukcesu, wyznacznik kariery i szczyt marzeń. Dla tych pochodzących z mniejszych ośrodków to szansa na zmniejszenie dystansu w stosunku do rówieśników z wielkich miast. Korporacje nawet mimo kryzysu płacą całkiem dobrze, więc można wziąć kredyt na mieszkanie, samochód, zainstalować się wygodnie w dużym mieście, a w rodzinne strony wracać na weekendy. – Praca w korporacji daje sporo możliwości. Można się realizować, uczestniczyć w ciekawych projektach – przyznaje Joanna. Zatrudnieni w korporacjach cenią sobie pracę w międzynarodowym środowisku, możliwość wyjazdów służbowych czy czasowe kontrakty w zagranicznych oddziałach firmy.

Jackowska po latach na pracę w korporacji patrzy inaczej, bez emocji. Dostrzega plusy. – Wiele rzeczy się tam nauczyłam. Zostało mi wczesne wstawanie, jestem dużo lepiej zorganizowana, zdyscyplinowana, dbam o jakość wykonywanej pracy, jestem bardziej odpowiedzialna za słowo pisane, bo rzeczywiście w korporacji wymienia się bardzo wiele e-maili – wylicza. – Dziś już bym się na taką pracę nie zdecydowała, bo nie zrezygnowałabym z wolności, jaką daje mi obecny zawód. Ale nie przestrzegam przed korporacjami, warto spróbować i wyciągnąć z nich to, co jest pozytywne. Żeby się nie zatracić, trzeba na wstępie ustalić sobie priorytety.

W swojej książce podróżniczej pracę w korporacji porównała do garsonek. „Kiedy zdałam sobie sprawę, że coraz bardziej mnie uwierają, a w końcu zaczynają ograniczać, postanowiłam oddać je tym, na których będą lepiej leżały. I wcale nie twierdzę, że te garsonki są złe, bo za sztywne, czy ja jestem zła, bo niewymiarowa. Po prostu nie jesteśmy dla siebie" – napisała.

Balcerzak uważa, że to głównie osoby, które nie pracują w korporacjach, mają z nimi złe skojarzenia. – Uważają, że biura są bezduszne, niezrozumiałe i sztywno trzymają się procedur. Sam często czytam opinie o tym, że korporacje „zarzynają" pracowników nadmiarem pracy, nieludzko traktują i wpędzają ich w alkoholizm. Odkąd skończyłem studia, pracuję w korporacjach. Choć nie zawsze mi się to udaje, staram się wychodzić z pracy o godz. 17 i to samo radzę swoim pracownikom. Mam czas na swoje pasje. Piszę już drugą książkę – mówi.

Co z tymi, którym tak dobrze w korporacji się nie powodzi? – To jak ze sportem. Jeśli komuś nie idzie gra w tenisa, to wcale nie oznacza, że sport nie jest dla niego. Może będzie świetny w podnoszeniu ciężarów? Wszędzie można trafić na złych szefów, ale korporację można zamienić na inną. To też kwestia charakteru i asertywności. Nie jest to praca dla wszystkich. Freelancer z pewnością będzie się tam czuł źle, co nie oznacza, że korporacje nie są miejscem dla indywidualistów. To jest wielka machina,  której jesteśmy małym trybikiem, ale to, jak ta machina działa, zależy również od pomysłowości pracowników. Dzięki korporacjom powstało wiele produktów, z których korzystamy na co dzień i bez których nie wyobrażamy już sobie życia. Rozmawiamy przez telefon Nokia, korzystamy z wyszukiwarki Google, komputera Dell, jeździmy peugeotem. To wszystko są produkty korporacji – wylicza i dodaje, że nieżyjący już twórca Apple Steve Jobs, choć był indywidualistą i wizjonerem, też nie wymyślił niczego innego, tylko stworzył potężną korporację.

– To jest ta druga strona medalu – zgadza się prof. Jędrzejko. – Korporacja to najlepsza, najbardziej kreatywna i efektywna forma organizacji pracy w kapitalizmie. Problem w tym, że w naszych korporacjach nie istnieje coś takiego jak etyka pracy. Ale korporacje się zmieniają, to się unormuje... za jakieś 15 lat.

Tekst z dodatku Plus Minus

– Nie myj kubka. Wstaw do zmywarki. Tutaj się nie zmywa, szkoda czasu – zwraca mi uwagę Agnieszka, 30-letnia konsultantka w korporacji z branży telekomunikacyjnej. Szef wyjechał w delegację, więc w porze lunchu można bez skrępowania zaprosić kogoś do firmy. W obłożonym marmurem biurowcu w centrum Warszawy najpierw trzeba wpisać się do książki na recepcji, potem sforsować kilka bramek otwierających się za pomocą karty magnetycznej i wjechać szykowną, podświetlaną ze wszystkich stron windą na swoje piętro. A tam dziesiątki biurek, jedno przy drugim w równo odmierzonych rzędach. Odgrodzone od siebie ściankami, by skupić się na pracy, zamiast gadać z kolegą, który siedzi po sąsiedzku. Zresztą... tu się nie gada. Tu się komunikuje. Przez komunikator oczywiście. Bo po co iść do współpracownika z sąsiedniego rzędu. O update sprawy łatwiej poprosić przez firmowy messenger.

Pozostało 95% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo