Żyją jak na beczce prochu. W każdej chwili mogą spodziewać się zemsty dawnych kompanów, którzy za sprawą ich zeznań trafili do więzienia. – Mam niezmienione nazwisko, mogę wpaść choćby w czasie zwykłej kontroli drogowej albo gdy idę do lekarza. Zawsze jest ryzyko, że ktoś mnie rozpozna czy skojarzy nazwisko – mówi nam jeden ze świadków koronnych.
Państwo odwdzięcza im się, fundując nowe życie, nową tożsamość (tę dopiero po pewnym czasie) i policyjną ochronę. – Nie ma jednak mowy o tym, by fundować im apartamenty czy wille z basenem – zastrzega "Rz" dr Zbigniew Rau, kryminolog, były wiceszef MSWiA, który w 2009 r. prowadził badania dotyczące koronnych.
– Wielu cienko przędzie – mówi jeden ze świadków. – Bo kokosów nikt z nas nie ma.
Według jego słów dostają wraz z bliskimi po tysiąc złotych miesięcznie na głowę (oficjalnie wydatki państwa na koronnych to tajemnica). Państwo pomaga też wynająć mieszkanie, znaleźć pracę, urządzić się w nowym, znacznie skromniejszym życiu. Koronnego można też ulokować za granicą, a w razie potrzeby – zafundować operację plastyczną. Na nią jednak, jak się dowiadujemy, dotąd żaden się nie zdecydował.
Są tacy, którzy zdobyli zawód czy założyli firmy, jak Jarosław S., ps. Masa. – Ale ja zawsze miałem żyłkę do interesów i zdolności menedżerskie, już od lat 90., jakkolwiek by to rozumieć – mówi "Rz" słynny świadek koronny.