Dziennik niedojrzałych uczuć

Alkoholik jest jak doktor Jekyll i pan Hyde. Ale tak naprawdę to nie pan Hyde jest chory, a doktor Jekyll. Bo to Jekyll nie umie żyć w świecie z innymi ludźmi i to on powinien się zmienić, zdobywając dojrzałość. Z Wiktorem Osiatyńskim o jego najnowszej książce „Litacja" rozmawia Maja Ruszpel

Publikacja: 26.05.2012 01:01

Wiktor Osiatyński

Wiktor Osiatyński

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz rg Rafał Guz

Wywiad z tygodnika Przekrój

Mija prawie 10 lat od wydania pana książki „Rehab". Jej bohaterem jest alkoholik, który stawia pierwsze kroki na drodze do trzeźwości. Dzieli się z nami przeżywaną na trzeźwo własną bezradnością, lękami, problemami w relacjach z ludźmi. Staje się nam bardzo bliski. Znam wielu ludzi, którzy się z nim utożsamiają. A to, że jest akurat alkoholikiem, przestaje mieć znaczenie – w końcu wielu z nas jest od czegoś uzależnionych...

– Ta historia może dotyczyć ludzi, którzy są od czegoś uzależnieni, jak i nie są. Bo tak naprawdę bohater książki – W. – leczy się nie tyle z uzależnienia od alkoholu, ale z niedojrzałości emocjonalnej i braku wielu umiejętności życiowych. A wielu z nas, tak jak W., ich nie ma.

W Polsce bardzo brakuje powszechnej psychoedukacji...

– Nasza edukacja jest głównie nastawiona na zdobywanie wiedzy, rozwój intelektualny, a nie emocjonalny czy duchowy. Pewnie dlatego ludzie wchodzą w życie bez umiejętności wyrażania swoich emocji czy wyznaczania wokół siebie zdrowych granic, bez umiejętności nawiązywania bliskich relacji czy posiadania w relacjach ludzko-ludzkich poczucia bezpieczeństwa.

Skoro W. ich nie miał, to alkohol właśnie pomagał mu żyć?

– Ponieważ tego wszystkiego nie miał, to nie potrafił żyć. Znalazł więc alkohol – jako pomoc, jako lekarstwo, jako kulę, która mu pomagała chodzić i którą w końcu musiał odrzucić i nauczyć się żyć bez tego. Kiedyś przyszła mi do głowy taka metafora: alkoholik jest jak doktor Jekyll i pan Hyde. Kiedy pije, zwłaszcza cyklicznie, ludziom wokół – którzy patrzą na to z boku – wydaje się, że w doktora Jekylla, czyli tego porządnego, fajnego faceta po prostu wstępuje co jakiś czas diabeł i budzi się w nim pan Hyde. Z czasem jednak, kiedy alkoholik zaczyna się leczyć, okazuje się, że tak naprawdę to nie pan Hyde jest chory, ale doktor Jekyll. Bo to Jekyll nie umie żyć w świecie z innymi ludźmi, z problemami. I dlatego potrzebuje pana Hyde – po to, by co jakiś czas odsapnąć. Zatem leczyć powinien się doktor Jekyll, właśnie zdobywając dojrzałość. W tym sensie to może być uniwersalne.

Nie tylko wielu z nas ma problem z własnymi emocjami i jest takimi doktorami Jekyllami, ale sama cywilizacja, w jakiej żyjemy, chce, żebyśmy nimi byli. Żebyśmy byli niedojrzali, co sprzyja uzależnieniom. Na przykład – jadę samochodem i co chwila czytam na ulicy z reklamy, że wszystko mogę mieć i że dzięki temu będzie mi lepiej, fajniej.

– Rzeczywiście, cywilizacja materialna, która jest całkowicie nastawiona na konsumpcję, usuwa z życia ludzkiego sferę rozwoju duchowego. Nie mam na myśli rozwoju religijnego, bo religijność bardzo często jest nieduchowa. Myślę, że kiedy człowiek usuwa z życia sferę duchową, powstaje – czy wręcz po prostu ujawnia się – pustka wewnętrzna, z którą, być może, po prostu się rodzimy. Ale rzeczy materialne tej pustki nie wypełnią. I może z tego powodu jest więcej poszukiwania czegoś, co na pozór wypełni pustkę. Najczęściej są uzależnienia.

Inną kwestią jest to, że alkohol stał się tolerowaną częścią życia. Jak kiedyś we wsi był jeden pijak czy dwóch, tak teraz już w szkole średniej czy podstawowej pijących dzieci obu płci jest dużo więcej. Alkohol – przez tolerancję nie tylko jego samego, ale po prostu pijaństwa czy reklamy oraz jego wszechobecności – jest czymś powszechnym. Nic dziwnego, że uzależnionych jest coraz więcej.

Nie ukrywa pan, że sam jest trzeźwym alkoholikiem – już od prawie 30 lat. Chciałabym wiedzieć, jakie są pierwsze lata trzeźwości? Jak pan to pamięta?

– Dla mnie pierwsze dwa lata niepicia były piekłem psychicznym, być może nawet większym niż okres picia. Już nie miałem lekarstwa, jakim był alkohol, a jeszcze nie umiałem żyć bez niego. Napisał pan drugą część „Rehaba", jej bohaterem jest znów W. Tytuł drugiej części to „Litacja".

W słowniku języka polskiego nie ma takiego słowa...

– To słowo wymyślone przez wydawcę „Rehaba", Wiesława Uchańskiego, dyrektora wydawnictwa Iskry. Bo kiedy zestawimy te dwie książki obok siebie, na półce, ich tytuły połączą się w słowo – „rehabilitacja". Wiele razy rozmawialiśmy z panem Uchańskim o tym, że warto napisać drugą część „Rehaba".

„Litacja" mówi o tym, co dzieje się z człowiekiem – w tym wypadku z W. – który przeszedł terapię i leczenie alkoholizmu. W. wie już, że nie może pić, wie, że musi żyć bez alkoholu, ale nie umie i nie wie jak. Uczy się więc pieczołowicie tego, co robić i jak żyć na trzeźwo. I wkrótce okazuje się, że nie potrafi sobie radzić z własnymi emocjami i relacjami z innymi ludźmi. Tego się więc uczy. Zajmuje mu to pięć lat.

Jednym z narzędzi, jakich W. używa w czasie tej nauki, jest dziennik uczuć. Co wieczór zapisuje, co czuł tego dnia, w miłych i niemiłych sytuacjach. To pozwala mu kształtować siebie. Uczy go samoświadomości. Może warto zrobić ogólnopolską akcję „Cała Polska pisze dziennik uczuć"?

– To chyba nonsens. Owszem, byłoby fantastycznie, gdyby w szkole, być może już w późnych klasach podstawówki, nauczyciele, którzy wcześniej sami nauczyliby się prowadzić dziennik uczuć, powiedzieli swoim uczniom, że istnieje takie narzędzie rozpoznawania i kształtowania własnych emocji – a zatem kształtowania relacji z innymi ludźmi – jak dziennik uczuć. Byłoby też dobrze, gdyby w telewizji ktoś parę razy powiedział o tym, jakie ma z tego korzyści i jak to robić. Ale akcja społeczna... Nie wierzę w taką akcję. Tego nie można zadekretować wszystkim. Natomiast na pewno księża, terapeuci, wychowawcy czy ludzie, którzy stykają się z nieszczęściami albo po prostu problemami innych, powinni wiedzieć, że istnieje takie narzędzie, samemu go używać i tę umiejętność przekazywać.

Uderzyła mnie w „Litacji" prosta zasada, jaką W. przekazuje terapeuta: dziennik uczuć nie tylko pomaga rozpoznawać, co czuję, ale także pomaga mi wybierać to, co chcę czuć. To najprostsze i najtańsze narzędzie do zdobywania dojrzałości, bo można to robić samemu.

– Pisać dziennik uczuć oczywiście trzeba samemu, ale myślę, że zacząć trzeba go pisać pod czyimś kierunkiem. Ja dopiero w piątym roku trzeźwości trafiłem na kogoś, kto nauczył mnie prowadzić taki dziennik. Ponieważ ważne jest przede wszystkim, by nikogo nie obwiniać za to, co się czuje. Żeby brać odpowiedzialność za własne emocje.

No właśnie. Zwierzę się panu, ja dziś czuję złość, bo mój naczelny nie odbiera ode mnie telefonów, czuję smutek, bo mój narzeczony nie chce ze mną iść na basen..

.

– Gdyby nie ten terapeuta, to ja sam bym pisał „poczułem złość, bo coś się stało". A on mi powiedział: „Kiedy piszesz »bo«, to szukasz przyczyny własnych uczuć na zewnątrz siebie; tymczasem przyczyna twoich uczuć jest przeważnie wewnątrz ciebie – a nie na zewnątrz – i w myśli, z której następnie wyprodukujesz uczucie". Opisuję w „Litacji", jak W. opowiada terapeucie, że dziś poczuł złość, bo żona rano wzięła samochód. Na co ten mówi: „Ale przecież kiedy twoja żona wzięła samochód, mogłeś poczuć na przykład troskę albo ulgę, albo współczucie? Ale ty wybrałeś złość. A wiesz, czemu wybrałeś złość? Ponieważ pomyślałeś: »Jak ona mogła wziąć samochód?!«". To jest bardzo ważne, żeby nie pisać „bo", tylko „kiedy". Na przykład: „Czuję strach, »kiedy« zostawiasz mnie w trudnej sytuacji samą, a nie »dlatego że«".

Czyli wystarczy zrozumieć, że można zareagować inaczej? I wtedy życie się zmieni? To mózg pomaga nam okiełznać zaburzone emocje?

– Mózg jest tylko narzędziem. Bo mózg człowieka uzależnionego służy uzależnieniu. Natomiast mózg człowieka trzeźwiejącego, jeżeli zmieni sposób myślenia (a to jest bardzo trudne), może służyć trzeźwiejącemu.

Tylko że to zabiera trochę czasu. W AA jest powiedzenie: „Przynieś ciało, głowa przyjdzie później". Bo dopiero przez mityngi AA, obserwacje, obserwację samego siebie, zmienia się myślenie. To, co jest skuteczne, to nie samo rozumienie zachowania, a zmiana zachowania. A zmiana zachowania to nie jest to samo co zmiana myślenia.

Bardzo ciekawe jest, jak niewiele wynika z samego rozumienia problemu – i w „Litacji" widać to wyraźnie. W. przecież bardzo wcześnie uzyskał możliwość i umiejętność rozpoznawania wieczorem, że coś źle zrobił. Zaczął na przykład widzieć, jak bardzo kieruje nim pycha, zobaczył, że kogoś udaje, zobaczył, że kłamie, jak bardzo często się złości. Ale z tego, że to zobaczył, nie wynikało nic. Dopiero zmiana zachowania coś zmienia. To jest bardzo ważne. A zmiana ta polega na samodyscyplinie i opanowaniu samego siebie, co u ludzi niedojrzałych jest bardzo trudne. Tego z mozołem trzeba się uczyć, a potem dopiero przekazać informację do umysłu, że jakieś myśli sprzyjają zmianie, a jakieś ją torpedują.

Dla kogo napisał pan „Litację"? Bo chyba nie tylko dla ludzi, którzy są trzeźwymi alkoholikami.

– Nie tylko. Napisałem ją dla ludzi dokonujących zmian w sobie – takich, którzy chcą nad sobą pracować i zmieniać się, dojrzewać. Ale także i tych, którzy stoją po prostu na zakręcie drogi życiowej i chcieliby coś zmienić, ale nie bardzo wiedzą jak. Jednocześnie bardzo wielu ludzi we wspólnocie Anonimowych Alkoholików czy związanych z tą wspólnotą mówiło mi, że po „Rehabie" czeka na książkę, która powie, co się działo dalej z jej bohaterem. I w tej książce piszę, co było dalej – aż do momentu poznania samego siebie, kiedy W. robi bardzo starannie 4. Krok Anonimowych Alkoholików, który brzmi: „Zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny". W. poznaje siebie i wie już, co mu w życiu służy, a co mu nie służy. Jednocześnie uświadamia sobie, że choć może żyć na trzeźwo, nie pozwala mu to odzyskać radości. Bo odzyskanie radości wymaga już innej pracy. I to będzie temat następnej książki.

Czyli „Rehab" i „Litacja" to nie jest pełna „Rehabilitacja"?

– Nie. Żeby odzyskać radość, W. musi sięgnąć do ukrytych problemów, często z dzieciństwa. A demony, które tam się osadziły, w jakiś sposób ukoić, uspokoić i pogrzebać. I to będzie temat książki, która będzie miała właśnie tytuł „Rehabilitacja".

Wywiad z tygodnika Przekrój

Wywiad z tygodnika Przekrój

Mija prawie 10 lat od wydania pana książki „Rehab". Jej bohaterem jest alkoholik, który stawia pierwsze kroki na drodze do trzeźwości. Dzieli się z nami przeżywaną na trzeźwo własną bezradnością, lękami, problemami w relacjach z ludźmi. Staje się nam bardzo bliski. Znam wielu ludzi, którzy się z nim utożsamiają. A to, że jest akurat alkoholikiem, przestaje mieć znaczenie – w końcu wielu z nas jest od czegoś uzależnionych...

Pozostało 95% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo