Tekst z archiwum tygodnika "Przekrój"
Uznałam, że nie mogę już tego robić, bo oszaleję – opowiada Joanna Kolan, nauczycielka języka polskiego z Bydgoszczy, która zdecydowała się zarzucić sprawdzanie prac maturalnych z obawy o własne zdrowie psychiczne. – Niech zajmują się tym ludzie bardziej odporni – tłumaczy.
Bo trzeba mieć i nerwy, i detektywistyczną żyłkę, by podczas lektury prac maturalnych wydedukować, że „fsgusze" to „wzgórze", a „blogeż" – jak się niektórym maturzystom wydaje – autor blogu. O „Potopie" można się dowiedzieć, że był „szwecki" z powodu „gwałtuw" na polskich kobietach. Z kolei w „Lalce" chodziło o „defraudatora pieniędzy", „arystokradczego" i „bez manierów". Izabela, która jest córką Starskiego, lub Judyma, wychowana „w kuluarach arystokracji" zwykle odrzucała „zaloty swych kokieterów". „Miała wnękliwe spojrzenie" i czasami „oddawała się duchowieństwu". Być może Wokulskiemu też by się oddała, choć go nie „lubiała" i miała „za ociemniałego potwora". Jednak gdyby ten potwór (lub „potfur") „pogłębił majątek", to kto wie... Może by się i w nim „zadłużyła".
Joannę Kolan najbardziej zadziwiła trzecia część „Dziadów", z której dzięki maturzystom mogła się dowiedzieć, że młodzież polską masowo wywożono na „kibelkach". Niektórzy mieli wątpliwości, czy to były „kibelki", „kobitki", czy „kobietki" (generalnie panie poganiane batem, by szybciej biegły na zsyłkę).
Wyobrażając sobie te zesłania, Joanna Kolan postanowiła nie katować się już maturami i nie psuć sobie więcej żadnego maja. Maturzyści bowiem potrafią go egzaminatorom gruntownie zohydzić. Sadzą kwiatki nie lepsze od tych, jakie niedawno zasadził prezydent Komorowski, odwiedzając ambasadę Japonii i wpisując do księgi kondolencyjnej słynne już zdanie: „Jednoczymy się w imieniu całej Polski z narodem Japonii w bulu i w nadzieji na pokonanie skutków katastrofy".