Co ty, Kuba, wiesz o Dmowskim?

Subotnik Ziemkiewicza

Publikacja: 01.09.2012 11:39

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Pedagog starej daty mógłby to ująć w słowa: czego Jakub się  nie nauczył, tego Kuba nie wie. Konkretnie, popisał się  celebryta używający tej infantylnej formy swego imienia żenującą  niewiedzą na temat polskiej historii ? plotąc, jakoby Roman Dmowski chwalił Hitlera, i to jeszcze w wydanych w roku 1902 „Myślach Nowoczesnego Polaka". Został na ignorancji przyłapany i wyśmiany, ale, jak to zwykle bywa z przyłapanymi na głupocie ludźmi z tzw. świecznika, zamiast się zawstydzić i zamilknąć, postanowił brnąć dalej.

„Jeden z najinteligentniejszych i najlepiej wykształconych polskich dziennikarzy... pomylił, niestety, dzieło »Myśli Nowoczesnego Polaka" Romana Dmowskiego z publicystyką tegoż autora z lat 1922-39..." ? ironizuje pan Jakub Wojewódzki, zwany Kubą, w tygodniku „Polityka", i próbuje zwekslować sprawę na tę nieistotną okoliczność, iż pełnego bzdur wywiadu udzielił w roku 2009, a zauważono je dopiero teraz.

No cóż, skoro tak, muszę wrócić do sprawy. Bo że pan Jakub wcześniej w życiu ani literki z Dmowskiego nie przeczytał, to jeszcze bym mógł wybaczyć, w końcu peerelowska szkoła do takich lektur nie zachęcała, a w „resortowej" rodzinie znalezienie dzieł Dmowskiego na tatowej półce raczej nie groziło. Ale że nawet po kompromitującej wpadce nie pofatygował się czegoś dowiedzieć o współtwórcy naszej niepodległości, na którego tak sobie beztrosko popluwa, to już powód, żeby nie mieć dla głupola litości.

Negliżuje głębię umysłu Wojewódzkiego już samo sformułowanie „publicystyka z lat 1922-39". Fakt, Dmowski, można się dowiedzieć nawet z wikipedii, umarł w roku 1939. Ale w ostatnich latach życia nic już nie publikował. Jego publicystyczna aktywność kończy się praktycznie na roku 1933 (potem były jeszcze pisane pod pseudonimem powieści) a wydane wtedy książki są zbiorami szkiców zamieszczanych w prasie przeważnie rok, dwa lata wcześniej. Najpóźniejszy przypis, dodany przy okazji wznowienia, datowany jest właśnie na rok 1933. Biorąc pod uwagę kiedy Hitler doszedł do władzy, na rzekome chwalenie jego rządów miał więc Dmowski bardzo mało czasu.

Trudno nie podejrzewać, że „jeden z najinteligentniejszych i najlepiej wykształconych polskich dziennikarzy", który o Dmowskim wie tyle, co można się dowiedzieć na zebraniu ruchu „Wolne Konopie", zakreślił ramy czasowe tak szeroko licząc na to, że zajadły antysemita, za jakiego uchodzi Dmowski, musiał gdzieś tam przez tyle lat Hitlera pochwalić. A przynajmniej na to, że dziś nikomu się nie będzie chciało całego urobku autora z siedemnastu lat przekopywać po to tylko, żeby udowodnić braki w erudycji celebrycie, mówiąc uprzejmie, w potocznym odbiorze i tak z erudycją nie kojarzonemu.

Gdyby pan Jakub poświęcił sprawie pięć minut, wiedziałby jednak, że zadanie nie jest wcale takie trudne. Wystarczy sięgnąć po dziesięciotomowe wydanie pism zebranych założyciela Ligi Narodowej. Przygotowywali te edycję jego entuzjastyczni uczniowie, więc raczej żadnego z rozproszonych szkiców Mistrza nie przeoczyli. Pierwsze cztery tomy to teksty jeszcze sprzed I wojny światowej, a dwa następne ? historia odzyskania przez Polskę niepodległości, doprowadzona do początku lat dwudziestych.

Z kolei tomy IX i X, zbierające „przemówienia, artykuły i rozprawy z lat 1925-1934" poświęcone są w całości generaliom, historii ruchu narodowego i bieżącym krajowym sporom politycznym. Wystarczy przekartkować, o Hitlerze ani wzmianki.

W tomie VII, „Świat powojenny i Polska", ukończonym w lutym 1931, znajdujemy jedną tylko analizę ? niezbyt obszerną ? dotyczącą Niemiec. Zimno, konkretnie opisuje Dmowski kryzys Republiki Weimarskiej i stan ducha zbiorowości wychowanej w przekonaniu o swej wyższości i nieomylności, po „spadnięciu na głowę", czyli przegranej wojnie i głębokim załamaniu gospodarczym. O nazizmie i Hitlerze wciąż ani słowa.

Pozostaje nam tom ostatni, ósmy, ukończony w listopadzie 1933, a zatytułowany „Przewrót". Tu wreszcie znajdujemy rozdziały poświęcone imperializmowi we współczesnej Europie, Mussoliniemu i jego faszystom, „buntowi samurajów" w Japonii, a także trzydziestostronicowy esej „Hitleryzm jako ruch narodowy". Omówienie antyżydowskiej polityki nazistów pojawia się też w rozdziale „Żydzi w dwudziestym wieku".

Pan Jakub może krzyknąć ? a nie mówiłem, pisał o Hitlerze, pisał! Triumf jednak nie potrwa długo. Tyle tylko, ile trzeba na przeczytanie, co pisał.

„Nacjonalizm niemiecki, na którego psychikę składa się dziś dobrze znana przed wojną światową jego pycha i łakomstwo i będący wynikiem klęski w wojnie chorobliwy brak równowagi, czyni dziś szybkie postępy, opanowuje młode pokolenie i zaraża swymi dążeniami żywioły dotychczas umiarkowane. Istnieje w Niemczech ukrywana przed Europą organizacja wojskowa, przygotowująca na przyszłość wielką armię; w laboratoriach i fabrykach pracuje się nad wynajdywaniem i przygotowaniem nowych narzędzi wojny; wreszcie niezwykła po zlikwidowaniu największej w świecie armii liczba bezrobotnych oficerów niecierpliwie czeka na zajęcie. Żywiołów tedy [liczba mnoga, bo w akapicie wcześniejszym mowa była o bolszewickiej Rosji] gotowych napaść na Polskę jest niemało i siła tej napaści byłaby niepoślednia". To napisał Roman Dmowski we wspomnianej książce „Świat powojenny i Polska" z roku 1931 ? zaczynam od tego właśnie cytatu, bo komuś o wiedzy pana Jakuba może się wydaje, że skoro Dmowski przyznawał się, acz niechętnie, do określenia „nacjonalista", to musiał sympatyzować z każdym, kogo tak nazywano.

W „Przewrocie" zaś podglebie nazizmu opisane jest tak: „[w ostatnich dziesięcioleciach] szła w narodzie niemieckim wytężona, wielostronna praca, stawiająca sobie za cel zrobienie z nacjonalizmu niemieckiego największej w świecie agresywnej potęgi. Postanowiono zmyć z narodu wszelkie wpływy historyczne, które go wiązały z innymi narodami cywilizacji europejskiej, wszelki uniwersalizm, nakazujący z nimi współdziałać dla przyszłości tej cywilizacji [proszę na ten wątek zwrócić uwagę, za jakiś czas do niego wrócimy - RAZ]. Szczepiono narodowi zasadę: wszystko dla Niemiec i przez Niemcy. Ta praca w ogromnej mierze się powiodła: nigdzie nie wyhodowano poczucia narodowego tak egoistycznego, tak bezwzględnego, tak gotowego poprowadzić naród do zniszczenia wszystkiego, co nie niemieckie". W wielu wspomnieniach i pamiętnikach spotkać się można ze świadectwami, że jeszcze głęboko w trakcie wojny mądrzy zdawałoby się ludzie zapewniali, że „Niemcy to przecież cywilizowani ludzie, nie mogą robić takich rzeczy". Dmowski jak widać od naiwności wolny był już dekadę wcześniej.

Faszyzm włoski opisuje Dmowski jako połączenie idei nacjonalistycznych

z organizacją i bezwzględnymi metodami działania przejętymi od komunistów. Co zaś do hitleryzmu, to Dmowski widzi go wręcz jako proste, zwierciadlane odbicie bolszewizmu. Chyba nawet dziennikarz tak inteligentny i wykształcony jak pan Jakub nie będzie się upierał, żeby w ustach ojca polskiego ruchu narodowego zrównanie Hitlera z Leninem czy Trockim stanowiło wyraz aprobaty dla niego.

„W popularnem przedstawieniu wygląda to tak, że zjawia się w Niemczech p. Adolf Hitler ze swymi wyznawcami i powiada: macie bardzo jasny, bardzo realny program. Nam on trafia do przekonania i przyjmujemy go, z jedną wszakże poprawką: nie wy nas wytępicie, ale my was ? i powiedziawszy, przystępuje do czynu. To, że ten czyn skierował się nie tylko przeciwko organizacjom komunistycznym, ale i przeciw żydostwu... po wszystkiem, co tu już powiedziano, nie wymaga wyjaśnień."

A co już powiedziano? Cofnijmy się. Dmowski objaśnia polskiemu czytelnikowi, że sytuacja 700-tysięcznej mniejszości żydowskiej w Niemczech jest zupełnie inna, niż 3 milionów Żydów w Polsce. U nas większość Żydów to biedota ? w Niemczech natomiast byli oni głównie w społecznych elitach, i to sprawiło, że stosunkowo mniej dotknęły ich skutki powojennego załamania gospodarczego: „Hitleryzm na pewno nie zwyciężyłby tak szybko, gdyby po ulicach w Niemczech obok milionów bezrobotnych robotników nie chodziły tłumy inteligencji i półinteligencji pozbawionej pracy. Ludzie często najlepiej ukwalifikowani, najzdolniejsi do pracy, nie mogli jej znaleźć, a jednocześnie patrzyli, jak w handlu, na urzędach, we wszystkich wolnych zawodach często więcej jest Żydów niż Niemców. Pierwszym dążeniem tych ludzi stało się wyrzucenie Żydów i zajęcie miejsc tym sposobem opróżnionych. Jeśli rządy hitlerowskie tak energicznie i tak konsekwentnie usuwają Żydów z najrozmaitszych dziedzin pracy i sposobów zarabiania pieniędzy, to nie tylko dlatego, że nacjonalizm widzi w tym ozdrowienie organizmu narodowego, ale także, że na każde stanowisko zajęte przez Żyda czeka jakiś hitlerowiec...".

Proszę samemu sprawdzić. Nie sposób w analizach eseju o hitleryzmie ani w całym „Przewrocie" znaleźć cokolwiek, czego  by się Dmowski miał wstydzić. No, tylko to szokujące współczesnego czytelnika słowo „żydostwo". Słowo stanowiące dziś koronny dowód, że Dmowski przecież był antysemita. A skoro był, to dla prostych umysłów lewackich aktywistów po prostu musiał się na tym gruncie gdzieś z „p. Adolfem Hitlerem i jego wyznawcami" w swej publicystyce spotkać.

Tylko że wcale się nie spotyka.

Zaczynając od generaliów ? zwracam uwagę na to słowo „organizm narodowy". Otóż biologiczny, darwinistyczny sposób myślenia Dmowskiego, będący na przełomie wieków sposobem myślenia całej europejskiej elity, kazał traktować narody jako istniejące obiektywnie organizmy, których rozwój, degenerację i ewolucję można i trzeba badać tak samo, jak gatunki zwierzęce. Żydzi bez wątpienia byli narodem, mającym swoją religię, tradycję, słowem ? odrębnym, a rozproszonym, żyjącym wewnątrz innych narodów. To rodziło „kwestię żydowską", tak jak ją Dmowski rozumiał.

Przy czym sam Dmowski stanowczo odcinał się od nazywania go antysemitą. Bynajmniej nie dlatego, żeby uważał antysemityzm za coś wstydliwego, bo w owych czasach nikt w Europie ani USA tak nie uważał. Dmowski gardził antysemityzmem jako postawą emocjonalną, płytką i ograniczoną do odreagowywania poczucia zagrożenia czy krzywdy ze strony Żydów. Tymczasem, pisał: w przeciwieństwie do „XIX-wiecznego antysemityzmu" „nacjonalizm jest ruchem pozytywnym, jego założenia nie straciłyby nic na znaczeniu i sile, gdyby Żydzi wcale nie istnieli. Jego zaś stosunek do Żydów jest tylko logicznym wynikiem tych założeń".

Zgodnie z owymi założeniami, na antysemityzm nazistów patrzył więc Dmowski bez najmniejszego zachwytu,

a wręcz z powątpiewaniem. Uzasadnionym zresztą w świetle faktów dziś zapomnianych, przysłoniętych strasznymi wydarzeniami holocaustu, ale historykom znanych. „Rzecz jest uderzająca. Żydzi zazwyczaj reagują na niebezpieczne dla nich objawy dziesięciokroć silniej, niż jakikolwiek inny naród. Przy byle podmuchu wrogim dla nich podnoszą gwałt na świat cały. Wobec hitleryzmu zaś zachowują się dziwnie wstrzemięźliwie. Gniewają się nań, oburzają się na uchwały... ale jakże dalecy są od wprowadzania w ruch całej orkiestry, którą w różnych krajach mają do rozporządzenia! Widocznie nie chcą w przyjaznych sobie sferach różnych krajów dyskredytować Niemiec i szkodzić ich interesom, których część olbrzymią stanowią interesy żydowskie... spodziewając się, że antysemityzm hitlerowców przeminie i pozostanie epizodem".

A dlaczego miałby przeminąć? Bo ?  długo by cytować, streszczę swoimi słowy, wszystkich zachęcając, by do „Przewrotu" zajrzeli i moje streszczenie zweryfikowali ? w hitleryzmie widzi Dmowski nie tyle „rewolucję narodową", co nowe szaty dla starego, pruskiego militaryzmu i „drang nach osten". Jest ten ruch „dalszym ciągiem prowadzącego Niemcy prusactwa..." A skoro tak, wkrótce „Hitler stanie się niepotrzebny, bo dla tej starej polityki o wiele lepszymi kierownikami będą von Papeny i inni tym podobni, zaprawieni od dawna w tej szkole.

Ekspansja Niemiec na wschód jest bowiem zdaniem Dmowskiego, po pierwsze, w interesie tego, co nazywa on w swych pracach „żydostwem" ? a po drugie, swych interesów imperialnych nie są w stanie Niemcy realizować bez poparcia owego „żydostwa". Coś więc musi być tutaj oszustwem: albo obietnica budowy wielkiej Rzeszy i podbojów, albo obietnica walki z „żydostwem" idącej dalej, niż tylko obdarowywanie hitlerowców dobrami i posadami po wyrugowanych Żydach niemieckich. W roku 1932 Dmowski spodziewa się, że to drugie.

Tutaj jest miejsce, gdzie pan Jakub może jeszcze czepić się ostatniej nadziei,

że uda mu się zachować bodaj skrawek twarzy. Ha, więc dobrze, Dmowski Hitlera nie chwalił, ganił go, ale za to, że Hitler był jak na niego nie dość jeszcze antyżydowski? No, przecież samo używanie słowa „żydostwo", i takich pojęć jak „zażydzenie" czy „odżydzanie"...

I tu jest ? inteligentny i wykształcony dziennikarz wie zapewne, co to słowo znaczy ? clou całej sprawy. Wczytajmy się, co bowiem właściwie nazywa Dmowski „żydostwem" w swoich politycznych analizach, w których owo „żydostwo" występuje jako jeden z podmiotów światowej polityki, tak jak Ameryka, Wielka Brytania, Niemcy czy Rosja.

Otóż nazywa on w ten sposób finansową plutokrację ? nowojorską Wall Street, londyńskie City, wszelkiego rodzaju „Loeb, Kuhn and Co", JP Morgana i innych ówczesnych Lehman Brothers, współcześnie zresztą jeszcze (pamiętajmy, to początek lat trzydziestych!) sponsorujących ruch nazistowski. A więc „żydostwem" jest dla niego to samo towarzystwo, które dziś znowu znalazło się w centrum uwagi za sprawą filmów takich jak „Chciwość" czy „Inside Job". Tylko że dziś nikomu ? przynajmniej nikomu poza światem muzułmańskim ? nie przychodzi do głowy widzieć w nim elitę, swoisty rząd rozproszonego po świecie ale zorganizowanego narodu, analogiczny do rządu USA czy Niemiec.

Zapewne, utożsamianie bankierstwa z religią i narodowością żydowską, a tej ostatniej postrzeganie jako monolitu, w którym między żerującym w Nowym Jorku miliarderem a woziwodą z Chełma istnieje taki sam związek, jak między prezydentem USA a prostym kowbojem trzeba dziś uznać za obsesję, wiodącą do zupełnie nieuprawnionych wniosków. Ale, doprawdy, nie tylko Dmowski tak wtedy Żydów postrzegał, i więcej ? widzieli ich tak nie tylko nacjonaliści.

W każdym razie zaręczam (i znowu proszę, by mi nie wierzyć, tylko samemu sprawdzić) że gdyby obszerne partie żydoznawczej publicystyki Dmowskiego przepisać uwspółcześniając gramatykę i zastępując słowo „żydostwo" terminami „rynki finansowe", „neoliberałowie" czy „globalne instytucje finansowe", i wysłać pod pseudonimem do „Krytyki Politycznej", „Przekroju" albo „New Statesman" zostałyby tam opublikowane bez gadania i jeszcze pochwalone.

Dla hitlerowców „żydostwo" było określeniem rasowym, dla polskich narodowców, a w każdym razie na pewno dla samego Dmowskiego ? politycznym. Ale widać przy tej lekturze jeszcze większą różnicę. O ile dla Hitlera „międzynarodowe żydostwo" jest złowrogą potęgą i apokaliptycznym zagrożeniem, którego szybkie zniszczenie jest warunkiem przetrwania cywilizacji ? to Dmowski stwierdza wielokrotnie, że „potęga żydostwa definitywnie została złamaną", „nigdy jeszcze żydostwo nie było tak przegrane i wydaje się, że nie jest już zdolne się podnieść", a „jedyną nadzieją Żydów wydaje się dziś syjonizm i budowa własnego państwa".

To chyba jasne, że przy takim oglądzie sytuacji nie mógł Dmowski z obsesją Hitlera na punkcie wszechwładnego „żydostwa" sympatyzować, ani nawet wierzyć, że głosi on swe hasła na poważnie.

Skoro wiemy już, że żadnych pochwał dla Hitlera znaleźć u Dmowskiego się nie da, to zobaczmy jeszcze, za co go krytykuje. Otóż, podobnie jak Mussoliniego ? za „zasadę wodzostwa", za to że jego rewolucja „nie wprowadziła nowego ustroju, ani nawet nie posiada go dotychczas w swym programie. Zastępuje go dyktatura. Ta zaś nie może być niczem więcej, jak urządzeniem tymczasowem". Tym bardziej, że, jak stwierdza Dmowski w innym miejscu „wyjątkowe jednostki zwykle nie mają godnych następców".

Dla pana Jakuba to pewnie szok, ale Dmowski, narodowy demokrata, był demokratą nie tylko z nazwy. Istotą  jego wizji polskości było doprowadzenie do ? jak to ujmował  ? „zorganizowania narodu". Tylko „zorganizowany naród"  mógł być podmiotem dziejów, realizować swoje interesy, chronić swą substancję biologiczną i kulturową. Nie żaden wódz ani dyktator, ale ? by użyć pojęcia z innej stylistyki ? szeroka, świadoma narodowych interesów klasa średnia. (Dmowski używał określenia „narodowa oligarchia", ale to drugie słowo rozumiemy dziś inaczej niż on). Nie był on może demokratą w sensie dzisiejszym, ale na pewno był republikaninem, więc insynuowane przez pana Jakuba zachwyty nad totalitaryzmem tym bardziej były z jego strony niemożliwe.

Jak oceniał Dmowski, mówiąc najogólniej, Mussoliniego i Hitlera w roku 1933? Jako forpoczty procesu, owego zapowiadanego „przewrotu", który zwał „rewolucją narodową" i który jego zdaniem przeorać miał głęboko cała Europę. Spodziewał się, że nacjonalizm niemiecki odrzuci Hitlera i zastąpi go kimś bardziej racjonalnym, spodziewał się, że ruchy podobne do faszyzmu i nazizmu zapanować muszą we wszystkich krajach zachodniej Europy. Postrzegał bowiem (przypominam – jest rok 1932) demokrację parlamentarną w kształcie dotychczasowym jako ustrój skompromitowany, kapitalizm – jako ustrój, który definitywnie zbankrutował, grzebiąc potęgę „żydostwa", a za „najwybitniejsze zjawisko wieku XX" (w sensie skutków, nie oceny) uważał komunizm. Komunizm, na który „rewolucja narodowa", czyli wszystko to, co dziś lewica nazywa „faszyzmem", stanowiła reakcję obronną zachodniej cywilizacji. I przyszłość przynieść musiała jego zdaniem potężne starcie tych dwóch sił, miażdżących pomiędzy sobą wszystko inne.

„Sprawdzi się jedno z twierdzeń Darwina, mianowicie, że w walce o byt typy pośrednie, przejściowe giną, a zwyciężają tylko typy wyraźne... politycy dzisiejsi mają nadzieję, że rosnący konflikt jeszcze załagodzą, zamażą... pomimo ich wysiłków fala nieszczęść i niebezpieczeństw ciągle wzbiera i szybko podmywa to wszystko, co pragną ocalić. Nie ochronią świata przed rozpoczętą już przewlekłą wojną... Będzie to bodaj treść jednego z najtragiczniejszych rozdziałów historii europejskiej" ? prorokuje Dmowski już na początku dekady.

Cóż, nie był Dmowski tak genialnym prorokiem, by przewidzieć, że bolszewizm przystąpi do „przewlekłej wojny" najpierw jako sojusznik nazizmu, a potem jako wybawiciel zachodnich demokracji. Nikt tego wówczas nie przewidział. Ale to nic haniebnego.

Czy widział wtedy scenariusz pozytywny?

Tak. I tu czas na cytat, po którym panu Jakubowi i jemu podobnym opadną już nie tylko szczęki i ręce, ale także gacie.

Otóż alternatywę dla „walki na śmierć i życie" ? mało prawdopodobną, ale taką, nad która trzeba pracować ? widzi Dmowski w porozumieniu i „współdziałaniu narodów". Rewolucje narodowe, po zwalczeniu anty-cywilizacji, jaką jest bolszewizm, otworzyć mogą drogę do porozumienia między „zorganizowanymi narodami" i ustalenia znośnych dla wszystkich warunków trwania i rozwoju europejskiej cywilizacji. Pamięta ktoś jeszcze, za co ? kilkanaście akapitów wcześniej ? krytykował Dmowski nacjonalizm niemiecki? Jeśli nie, przypomnę, że właśnie za odcinanie więzów uniwersalizmu i możliwości porozumienia z innymi europejskimi narodami.

Więcej ? to postulowane porozumienie narodów dotyczyć miało wszystkich bez wyjątku. Także „żydostwa", do negocjacji z którym otwierały drogę z jednej strony kryzys finansowy, który przetrącił jego ambicję panowania nad innymi narodami, a z drugiej rozwój idei syjonizmu, stworzenia osobnego państwa żydowskiego.

„Kwestia żydowska nigdy nie była poważnie dyskutowana między Żydami a nieżydami... wobec tego, co się dziś dzieje, nie powinniśmy pozwolić, aby otaczające ją mroki nadal trwały. Potrzebna jest szeroka dyskusja, która by te mroki rozproszyła. Obowiązuje ona zarówno tych, którzy walczą z Żydami, jak Żydów i tych nieżydów, którzy z Żydami stoją w jednym szeregu. Ci, którzy uchylają się od niej, czy to przez milczenie, czy też przez jej zakrzykiwanie, wobec obrotu, jaki sprawa żydowska w świecie bierze, mają wszelkie widoki zapłacenia dużych kosztów za tę taktykę".

Oto, jak straszliwy polski faszysta Dmowski wyobrażał sobie jedyne możliwe „ostateczne rozwiązanie"  kwestii żydowskiej ? poprzez „szeroką dyskusję"! Otwartą i konieczną, wolną od ? potępionej akapit wcześniej ? „płytkości sądów" i „niezdolności do spokojnego, logicznego rozumowania", powodowanych przez antysemickie namiętności.

Trudno nie westchnąć: poczciwy, stary Dmowski! Beznadziejny przypadek Polaka-katolika, który nawet w szczycie gorączki społecznych radykalizmów nie umiał wymyślić nic innego, niż usadzenie wszystkich skłóconych narodów wraz z „żydostwem" przy jakimś wielkim stole rokowań. Mój Boże, toż to jego wezwanie do Żydów było o niebo przyzwoitsze nie tylko od Hitlera, ale i od tego, co kilka lat później proponowano w kręgu Jerzego Giedroycia, gdzie domagano się, aby Żydom uciążliwymi represjami prawnymi i finansowymi tak obrzydzać życie w Polsce, aż z niej emigrują...

Oczyma ducha widzę, jak pan Jakub „Kuba" Wojewódzki zakrywa teraz ze wstydu twarz, chowa się pod stół i stamtąd odwołuje swe kalumnie dźwiękami przypominającymi odgłosy wydawane przez zwierzę zwane najlepszym przyjacielem człowieka.

Odczekam chwilę i pocieszę go: spokojnie, panie Jakubie. Ludzie naszym wieku wiedzą już, że każdemu się zdarza palnąć od rzeczy, i tylko w tym sprawa, żeby umieć się przyznać i przeprosić. Pewną okolicznością łagodzącą jest dla pana, iż skończone bzdury o Dmowskim kolportuje wielu ludzi znacznie bardziej od pana wykształconych i utytułowanych, którzy jeszcze od pana zobowiązaniu byli zanim coś o sprawie powiedzą, wziąć „Pisma" Dmowskiego do ręki i bodaj je przekartkować.

Mam propozycję, w pojednawczym duchu Dmowskiego: przepisz to, co powyżej, Jakubie, sto razy, niechby nawet metodą ctrlC-ctrlV, roześlij do ludzi, którym przez niewiedzę namąciłeś w głowach, zamieść stosowne wyjaśnienie i link na fejsie, twicie, i gdzie tak jeszcze bywasz ? i uznam, że wszystko jest git. O przeproszeniu pana Romana i wszystkich, którzy się do jego tradycji poczuwają, człowiekowi tak inteligentnemu i wykształconemu nawet nie wspominam, bo przecież „dla ludzi na pewnym poziomie takie rzeczy rozumieją się same przez się".

Pedagog starej daty mógłby to ująć w słowa: czego Jakub się  nie nauczył, tego Kuba nie wie. Konkretnie, popisał się  celebryta używający tej infantylnej formy swego imienia żenującą  niewiedzą na temat polskiej historii ? plotąc, jakoby Roman Dmowski chwalił Hitlera, i to jeszcze w wydanych w roku 1902 „Myślach Nowoczesnego Polaka". Został na ignorancji przyłapany i wyśmiany, ale, jak to zwykle bywa z przyłapanymi na głupocie ludźmi z tzw. świecznika, zamiast się zawstydzić i zamilknąć, postanowił brnąć dalej.

Pozostało 98% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo