Skoro wiemy już, że żadnych pochwał dla Hitlera znaleźć u Dmowskiego się nie da, to zobaczmy jeszcze, za co go krytykuje. Otóż, podobnie jak Mussoliniego ? za „zasadę wodzostwa", za to że jego rewolucja „nie wprowadziła nowego ustroju, ani nawet nie posiada go dotychczas w swym programie. Zastępuje go dyktatura. Ta zaś nie może być niczem więcej, jak urządzeniem tymczasowem". Tym bardziej, że, jak stwierdza Dmowski w innym miejscu „wyjątkowe jednostki zwykle nie mają godnych następców".
Dla pana Jakuba to pewnie szok, ale Dmowski, narodowy demokrata, był demokratą nie tylko z nazwy. Istotą jego wizji polskości było doprowadzenie do ? jak to ujmował ? „zorganizowania narodu". Tylko „zorganizowany naród" mógł być podmiotem dziejów, realizować swoje interesy, chronić swą substancję biologiczną i kulturową. Nie żaden wódz ani dyktator, ale ? by użyć pojęcia z innej stylistyki ? szeroka, świadoma narodowych interesów klasa średnia. (Dmowski używał określenia „narodowa oligarchia", ale to drugie słowo rozumiemy dziś inaczej niż on). Nie był on może demokratą w sensie dzisiejszym, ale na pewno był republikaninem, więc insynuowane przez pana Jakuba zachwyty nad totalitaryzmem tym bardziej były z jego strony niemożliwe.
Jak oceniał Dmowski, mówiąc najogólniej, Mussoliniego i Hitlera w roku 1933? Jako forpoczty procesu, owego zapowiadanego „przewrotu", który zwał „rewolucją narodową" i który jego zdaniem przeorać miał głęboko cała Europę. Spodziewał się, że nacjonalizm niemiecki odrzuci Hitlera i zastąpi go kimś bardziej racjonalnym, spodziewał się, że ruchy podobne do faszyzmu i nazizmu zapanować muszą we wszystkich krajach zachodniej Europy. Postrzegał bowiem (przypominam – jest rok 1932) demokrację parlamentarną w kształcie dotychczasowym jako ustrój skompromitowany, kapitalizm – jako ustrój, który definitywnie zbankrutował, grzebiąc potęgę „żydostwa", a za „najwybitniejsze zjawisko wieku XX" (w sensie skutków, nie oceny) uważał komunizm. Komunizm, na który „rewolucja narodowa", czyli wszystko to, co dziś lewica nazywa „faszyzmem", stanowiła reakcję obronną zachodniej cywilizacji. I przyszłość przynieść musiała jego zdaniem potężne starcie tych dwóch sił, miażdżących pomiędzy sobą wszystko inne.
„Sprawdzi się jedno z twierdzeń Darwina, mianowicie, że w walce o byt typy pośrednie, przejściowe giną, a zwyciężają tylko typy wyraźne... politycy dzisiejsi mają nadzieję, że rosnący konflikt jeszcze załagodzą, zamażą... pomimo ich wysiłków fala nieszczęść i niebezpieczeństw ciągle wzbiera i szybko podmywa to wszystko, co pragną ocalić. Nie ochronią świata przed rozpoczętą już przewlekłą wojną... Będzie to bodaj treść jednego z najtragiczniejszych rozdziałów historii europejskiej" ? prorokuje Dmowski już na początku dekady.
Cóż, nie był Dmowski tak genialnym prorokiem, by przewidzieć, że bolszewizm przystąpi do „przewlekłej wojny" najpierw jako sojusznik nazizmu, a potem jako wybawiciel zachodnich demokracji. Nikt tego wówczas nie przewidział. Ale to nic haniebnego.
Czy widział wtedy scenariusz pozytywny?
Tak. I tu czas na cytat, po którym panu Jakubowi i jemu podobnym opadną już nie tylko szczęki i ręce, ale także gacie.
Otóż alternatywę dla „walki na śmierć i życie" ? mało prawdopodobną, ale taką, nad która trzeba pracować ? widzi Dmowski w porozumieniu i „współdziałaniu narodów". Rewolucje narodowe, po zwalczeniu anty-cywilizacji, jaką jest bolszewizm, otworzyć mogą drogę do porozumienia między „zorganizowanymi narodami" i ustalenia znośnych dla wszystkich warunków trwania i rozwoju europejskiej cywilizacji. Pamięta ktoś jeszcze, za co ? kilkanaście akapitów wcześniej ? krytykował Dmowski nacjonalizm niemiecki? Jeśli nie, przypomnę, że właśnie za odcinanie więzów uniwersalizmu i możliwości porozumienia z innymi europejskimi narodami.
Więcej ? to postulowane porozumienie narodów dotyczyć miało wszystkich bez wyjątku. Także „żydostwa", do negocjacji z którym otwierały drogę z jednej strony kryzys finansowy, który przetrącił jego ambicję panowania nad innymi narodami, a z drugiej rozwój idei syjonizmu, stworzenia osobnego państwa żydowskiego.
„Kwestia żydowska nigdy nie była poważnie dyskutowana między Żydami a nieżydami... wobec tego, co się dziś dzieje, nie powinniśmy pozwolić, aby otaczające ją mroki nadal trwały. Potrzebna jest szeroka dyskusja, która by te mroki rozproszyła. Obowiązuje ona zarówno tych, którzy walczą z Żydami, jak Żydów i tych nieżydów, którzy z Żydami stoją w jednym szeregu. Ci, którzy uchylają się od niej, czy to przez milczenie, czy też przez jej zakrzykiwanie, wobec obrotu, jaki sprawa żydowska w świecie bierze, mają wszelkie widoki zapłacenia dużych kosztów za tę taktykę".
Oto, jak straszliwy polski faszysta Dmowski wyobrażał sobie jedyne możliwe „ostateczne rozwiązanie" kwestii żydowskiej ? poprzez „szeroką dyskusję"! Otwartą i konieczną, wolną od ? potępionej akapit wcześniej ? „płytkości sądów" i „niezdolności do spokojnego, logicznego rozumowania", powodowanych przez antysemickie namiętności.
Trudno nie westchnąć: poczciwy, stary Dmowski! Beznadziejny przypadek Polaka-katolika, który nawet w szczycie gorączki społecznych radykalizmów nie umiał wymyślić nic innego, niż usadzenie wszystkich skłóconych narodów wraz z „żydostwem" przy jakimś wielkim stole rokowań. Mój Boże, toż to jego wezwanie do Żydów było o niebo przyzwoitsze nie tylko od Hitlera, ale i od tego, co kilka lat później proponowano w kręgu Jerzego Giedroycia, gdzie domagano się, aby Żydom uciążliwymi represjami prawnymi i finansowymi tak obrzydzać życie w Polsce, aż z niej emigrują...
Oczyma ducha widzę, jak pan Jakub „Kuba" Wojewódzki zakrywa teraz ze wstydu twarz, chowa się pod stół i stamtąd odwołuje swe kalumnie dźwiękami przypominającymi odgłosy wydawane przez zwierzę zwane najlepszym przyjacielem człowieka.
Odczekam chwilę i pocieszę go: spokojnie, panie Jakubie. Ludzie naszym wieku wiedzą już, że każdemu się zdarza palnąć od rzeczy, i tylko w tym sprawa, żeby umieć się przyznać i przeprosić. Pewną okolicznością łagodzącą jest dla pana, iż skończone bzdury o Dmowskim kolportuje wielu ludzi znacznie bardziej od pana wykształconych i utytułowanych, którzy jeszcze od pana zobowiązaniu byli zanim coś o sprawie powiedzą, wziąć „Pisma" Dmowskiego do ręki i bodaj je przekartkować.
Mam propozycję, w pojednawczym duchu Dmowskiego: przepisz to, co powyżej, Jakubie, sto razy, niechby nawet metodą ctrlC-ctrlV, roześlij do ludzi, którym przez niewiedzę namąciłeś w głowach, zamieść stosowne wyjaśnienie i link na fejsie, twicie, i gdzie tak jeszcze bywasz ? i uznam, że wszystko jest git. O przeproszeniu pana Romana i wszystkich, którzy się do jego tradycji poczuwają, człowiekowi tak inteligentnemu i wykształconemu nawet nie wspominam, bo przecież „dla ludzi na pewnym poziomie takie rzeczy rozumieją się same przez się".