Po poniedziałkowym spotkaniu szefów dyplomacji Polski i Rosji nadal nie ma konkretów w sprawie zwrotu wraku Tu-154. Minister Spraw Zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow ograniczył się jedynie do kolejnych zapewnień o "dołożeniu wszelkich starań, by wrak jak najszybciej wrócił do Polski". Mimo prób umiędzynarodowienia problemu poprzez postawienie go na forum UE, minister Radosław Sikorski nie doprowadził do przełomu.
W Moskwie usłyszał po raz kolejny, że wrak wróci do Polski dopiero po zakończeniu rosyjskiego śledztwa. Kiedy to się stanie? Nie wiadomo. – Będziemy dążyć do tego, żeby zakończyć śledztwo jak najszybciej. Zrobimy to nie dlatego, że poprosi nas UE czy USA, ale dlatego że rozumiemy głębię tragedii, która dotknęła Polski – zapewniał Ławrow, dodając, że Rosja ma poczucie odpowiedzialności w tej sprawie.
Sikorski starał się robić dobrą minę do złej gry. – Dziękuję za te słowa, trzymam za słowo i proszę stronę rosyjską o zrozumienie, dlaczego ta sprawa jest dla nas tak ważna, o wyobrażenie sobie sytuacji, że to rosyjski samolot rozbił się za granicą, na przykład w Stanach Zjednoczonych – podkreślał szef polskiej dyplomacji. Podczas rozmów ustalono też, że w styczniu do Rosji pojedzie kolejna grupa logistyczna, która uzgodni szczegóły techniczne przekazania wraku.
– To jest kolejna nieprzygotowana szarża ministra Sikorskiego – mówi „Rz” dr Przemysław Żurawski vel Grajewski, ekspert od spraw międzynarodowych z Uniwersytetu Łódzkiego. – Jeśli już się na taką grę zdecydowaliśmy, to powinna być ona poprzedzona wcześniej długą zakulisową kampanią dyplomatyczną. Tymczasem po reakcjach UE i Rosji widać, że nic takiego nie miało miejsca – dodaje ekspert . Jego zdaniem cała „walka o wrak” została przeprowadzona na użytek polskiej opinii publicznej, a cała sprawa dołączyła do długiej listy kwestii spornych w relacjach polsko-rosyjskich. Niektóre tematy są na niej od wielu lat.
Komentuje Michał Szułdrzyński