21 marca to Światowy Dzień Zespołu Downa (ustanowiony w 2005 r. z inicjatywy Europejskiego Stowarzyszenia Zespołu Downa). Fragment tekstu z archiwum tygodnika "Przekrój"
Nie zrobili badań prenatalnych? Co się stało? To pytanie stawiali sobie wszyscy, którzy ich znają. Z tym pytaniem zostali sami, w końcu Ola napisała list do „Wysokich Obcasów". O prywatnej klinice, w której lekarz prowadził jej ciążę, o zapewnieniach po wykonaniu USG w trzecim miesiącu ciąży, że nie ma potrzeby robienia dodatkowych badań. Upubliczniła swoje doświadczenia po to, by ostrzec innych przyszłych rodziców przed ślepą ufnością w wyroki polskiej służby zdrowia. „Wzorowa morfologia, wzorowy przyrost wagi, wzorowe USG w 12. tygodniu, w 22. też świetne, w 32... Może kość udowa troszkę za krótka, ale to dlatego, że pani też ma krótkie nogi, he, he". Dziś po roku spotkaliśmy się, by porozmawiać o tym, jak wygląda życie z Jonatanem. Publikujemy ich wypowiedzi oraz wpisy, które Kobas Laksa umieszczał na Facebooku. Zafascynował nas niezwykły sposób, w jaki od pierwszych chwil jego życia opowiadają o swoim synu.
Czarna rozpacz
– Pierwsze momenty były tragiczne. Lekarze smutno kiwali głowami. Zdawkowa ulotka, którą położna wręczyła mi w szpitalu, przepowiadała autorytatywnie, że najpierw będziemy załamani, potem zbuntowani, a na koniec zobojętniejemy – opowiada Ola. A Kobas dodaje: – Pierwszych tygodni praktycznie nie pamiętamy, czarna rozpacz. Kiedy mały spał, leżeliśmy każde w swoim kącie i płakaliśmy. Mama i siostra Oli przyszły, żeby posprzątać, pomóc nam ogarnąć dom. Kiedy mały kosmita się budził, mówiłem do Oli: – Popatrz na niego, na jego oczy, przecież on wszystko kuma. Jego oczy to jego mózg, widać, że on pracuje na full. Mówiłem to codziennie, dla podtrzymania ducha, chociaż w sercu czaił się lęk, że może to tylko złudzenie.
Zespół Downa to bardzo ekskluzywna mutacja, wymaga poświęcenia mnóstwa czasu i zaangażowania.
Na własną rękę
Na początku nie wiedzieli nic. Całą wiedzę musieli zdobyć sami. Przede wszystkim przez Internet, z zagranicy. Bo w Polsce wiedza lekarzy o trisomii 21 jest żadna. – Na przykład wizyta u pani neurolog, polecanej specjalistki od dzieci z trisomią. Wchodzimy, a ona brutalnie chwyta Jonatana, odwraca do góry nogami, potrząsa i stwierdza: – No tak, to jest zespół Downa, proszę sprawdzić, jakie tu są terapie dla was, będzie ciężko, do widzenia. Czekali miesiąc, żeby usłyszeć, że jest źle, będzie jeszcze gorzej, i to bez owijania w bawełnę. Ale to dało im kopa, zrozumieli, że muszą działać na własną rękę. I że nie chcą mieć do czynienia z lekarzami myślącymi standardowo lub niewiedzącymi kompletnie nic na temat ZD. A przecież to nie jest marginalne zjawisko. W Polsce z zespołem Downa rodzi się jedno dziecko na 650. Szacuje się, że w tej chwili żyje ok. 60 tys. osób z trisomią. – Czasem to lekarze pytają nas o różne sprawy, interesują się nowościami, ale to rzadkość – komentuje Ola.