Pełniący obowiązki rzecznika NPW ppłk Janusz Wójcik poinformował "Rz", że rozmawiał dziś z referentem śledztwa, który wraz z biegłymi uczestniczy w badaniach wraku. Zmienia się termin powrotu ekipy do Polski. Komunikowane przez prokuraturę dwa tygodnie badań kończą się dziś. Jednak śledczy zostaną w Smoleńsku do czwartku (tego dnia mija termin określony we wniosku o pomoc prawną).
- Nie chciałbym przesądzać, ale istnieje szansa, że tym razem próbki pobrane przez biegłych nie będą przekazane rosyjskim śledczym. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, wrócą ze Smoleńska razem z naszą ekipą - powiedział ppłk Wójcik.
Podczas realizacji wniosku o pomoc prawną pobierane są dwa zestawy próbek. Jeden dla strony polskiej, drugi dla rosyjskiej. Podczas poprzednich wyjazdów wojskowych śledczych do Rosji oba zestawy trafiały do Moskwy, skąd po kilku miesiącach jeden był przekazywany do Polski. Było to krytykowane przez pełnomocników rodzin ofiar. – Nie powinien być tracony kontakt z materiałem badawczym – komentował w rozmowie z "Rz" Piotr Pszczółkowski, reprezentujący m.in. prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Jak dziś poinformowała "Rz" na wyświetlaczach detektorów biegłych, podczas badania wraku, tak jak na jesieni zeszłego roku, pojawiły się nazwy materiałów wybuchowych. Śledczy zastrzegają, że są to jedynie badania przesiewowe. Ich zdaniem należy poczekać na wyniki badań w Zakładzie Fizykochemii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji. Sprawozdanie z analiz poprzedniej partii materiału wykazało, że detektory dawały fałszywe alarmy, a śladów materiałów wybuchowych nie znaleziono.
Z bezpośredniego transportu materiałów do Polski zadowolony jest pełnomocnik rodzin Walentynowiczów i Melaków Stefan Hambura. Chce jednak, by teraz do badań mogli włączyć się przedstawiciele rodzin. - Pełnomocnicy i eksperci rodzin powinni mieć możliwość uczestniczenia w całym procesie badawczym od momentu transportu próbek z Rosji - mówi "Rz" mecenas.