Wpadka polskich archiwów

Już na początku wojny i gestapo, i NKWD zdobyły dokumenty naszego wywiadu

Publikacja: 24.08.2013 15:22

Niemieckie wojska na przedmieściach Warszawy – wrzesień 1939

Niemieckie wojska na przedmieściach Warszawy – wrzesień 1939

Foto: AFP

Red

Tekst z miesięcznika "Uważam Rze Historia"

Najnowsze odkrycia archiwistów pokazują, że sowieckie NKWD już wiosną 1940 roku miało niemal pełną wiedzę na temat pracowników i współpracowników wojskowej „dwójki". W rosyjskim Państwowym Archiwum Wojskowym w Moskwie znajduje się 20 tysięcy teczek z dokumentami przedwojennych polskich instytucji. Aż 14 tysięcy z nich to akta II Oddziału Sztabu Generalnego WP, czyli wojskowego wywiadu. Przez całe dziesięciolecia polscy historycy byli przekonani, że wpadły one w ręce sowieckich służb dopiero w maju 1945 roku, w Poczdamie, po zdobyciu przez Armię Czerwoną niemieckiego centralnego archiwum wojskowego. Jednak badania przeprowadzone w ostatnich latach przez dr Ewę Rosowską całkowicie zmieniają ten obraz. NKWD przejęło najcenniejsze archiwa „dwójki", w tym teczki personalne pracowników i agentury Referatu „Wschód", już w marcu 1940 roku. Konsekwencje tego były tragiczne.

O losach archiwów polskiego wywiadu we wrześniu 1939 roku wiadomo było niewiele. Najbardziej znany epizod dotyczy losów dokumentacji Referatu „Zachód" z III Ekspozytury „dwójki" w Bydgoszczy. Placówka, kierowana przez majora Jana Żychonia, obejmowała swoim zasięgiem Prusy Wschodnie, Zachodnie oraz Wolne Miasto Gdańsk i dostarczała 60 procent wszystkich materiałów, jakimi dysponował polski wywiad. Jej skuteczność wynikała m.in. z inwigilacji niemieckich przesyłek pocztowych, przewożonych koleją do Prus i Gdańska przez tzw. polski korytarz. W trakcie operacji „Wózek" agenci i współpracownicy „dwójki" włamywali się do wagonów pocztowych, przeglądali i fotografowali korespondencję, a następnie powtórnie plombowali worki i wagony podrobionymi pieczęciami.

Oprócz tej działalności bydgoska ekspozytura prowadziła „głęboki wywiad", pozyskując do współpracy m.in. konkubinę zastępcy szefa Abwehry w Gdańsku Paulinę Tyszewską, sekretarkę w dowództwie Luftwaffe w Królewcu, Erikę Bielang oraz księgowego w urzędzie uzbrojenia Kriegsmarine w Berlinie Witolda Katlewskiego. W sumie grupa agentów w Niemczech, prowadzonych przez majora Żychonia i jego ludzi, liczyła około 70 osób.

5 września 1939 roku, po zajęciu Bydgoszczy przez oddziały Wehrmachtu, do budynku III Ekspozytury wkroczyła grupa operacyjna pod dowództwem majora SS Helmuta Bischoffa, której zadaniem było przejęcie dokumentów polskiego wywiadu. Niemcy pamiętali upokorzenie, które spotkało ich w marcu 1939 roku, kiedy w czasie zajmowania przez Wehrmacht Czech i Moraw czechosłowacki wywiad niemal w ostatniej chwili zdążył wywieźć swoje archiwum samolotami do Londynu. Początkowo wyglądało na to, że w Polsce będzie podobnie – w bydgoskiej ekspozyturze nie znaleziono żadnych cennych dokumentów, a na biurku Jana Żychonia leżała tylko pozostawiona przez niego wizytówka. W tym czasie major był już w drodze do Rumunii, której granicę przekroczył w Kutach 18 września.

Wpadka Referatu „Zachód"

Trzy tygodnie po zajęciu Bydgoszczy, 27 września, niemiecka armia była już w Warszawie. Tu również penetracja centrali II Oddziału w Pałacu Saskim nie przyniosła spodziewanych efektów. W około 100 sejfach znaleziono jedynie mało wartościowe materiały. Jednak już kilkanaście godzin później jeden z członków grupy operacyjnej Abwehry, kapitan Bulang, w tzw. Forcie Legionów (trzypiętrowej wieży artyleryjskiej na terenie warszawskiej Cytadel) natknął się na szczelnie wypełnione dokumentami pomieszczenie. Wśród papierów były m.in. archiwa bydgoskiej ekspozytury oraz wojskowych ataszatów w Europie, zawierające m.in. spis polskiej agentury w Niemczech. Analiza dokumentów pozwoliła służbom bezpieczeństwa III Rzeszy na postawienie przed sądem około 100 osób, z których 10 zostało skazanych na karę śmierci.

Do dziś nie wiadomo, kto zdecydował o pozostawieniu tych dokumentów w Warszawie. Jednak wpadka w Forcie Legionów oznaczała koniec wywiadowczej kariery Jana Żychonia, który z Rumunii dotarł przez Francję do Londynu. Kapitan Jerzy Niezbrzycki, jeden z czołowych oficerów Referatu „Wschód" II Oddziału, oskarżył majora, że był „świadomym narzędziem niemieckiego wywiadu", i obciążył go odpowiedzialnością za utratę dokumentów. Konflikt między oficerami sięgał jeszcze 1938 roku, kiedy kpt. Niezbrzycki został konsultantem w poszlakowym procesie majora Jerzego Nałęcz-Sosnowskiego, szefa komórki wywiadowczej IN-3 Referatu „Zachód" w Berlinie, oskarżonego o defraudację i współpracę z Niemcami. To właśnie ekspertyza Niezbrzyckiego pozwoliła na skazanie Sosnowskiego – najlepszego agenta „dwójki" w Niemczech – na 15 lat więzienia i 200 tysięcy złotych grzywny (jego losy po wrześniu 1939 roku są nieznane). Sąd wojskowy Polskich Sił Zbrojnych odrzucił zarzuty i skazał kpt. Niezbrzyckiego na kilka tygodni aresztu za to pomówienie, jednak major Żychoń musiał zrezygnować ze stanowiska szefa Referatu „Zachód" Wydziału Wywiadu Sztabu Naczelnego Wodza. Zgłosił się do służby na froncie, obejmując dowództwo batalionu w 5. Wileńskiej Brygadzie Piechoty. Ciężko ranny pod Monte Cassino 17 maja 1944 roku, zmarł następnego dnia. Jerzy Niezbrzycki po wojnie wyemigrował do USA, gdzie został pracownikiem czołowego ośrodka studiów sowietologicznych – Instytutu Hoovera na Uniwersytecie Stanforda. Zmarł w 1968 roku.

Nigdy jednak nie ujawnił, co stało się we wrześniu 1939 roku z dokumentami z kolei Referatu „Wschód" II Oddziału, za które był w dużym stopniu odpowiedzialny.

Wpadka Referatu „Wschód"

W marcu 1940 roku grupa oficerów NKWD weszła do jednego z prywatnych majątków na terenie przedwojennego województwa białostockiego, przyłączonego wówczas do ZSRR. W jednym z budynków znacjonalizowanego właśnie gospodarstwa, gdzie wkrótce miał powstać kołchoz, znaleziono ukryte dokumenty: w sumie około 250 kilogramów akt. Były wśród nich teczki personalne pracowników i agentów Referatu „Wschód". Wszystko wskazywało na to, że dokumenty zostały przewiezione z centrali „dwójki" w Warszawie późnym latem 1939 roku.

Czy utworzenie 20 marca 1940 roku 11 specjalnych grup operacyjnych NKWD miało związek z tym odkryciem? Nie ma na to bezpośrednich dowodów, jednak zbieżność czasowa i tryb powołania tych jednostek sugerują, że mogło tak być. Grupy zostały utworzone na specjalny rozkaz Ławrientija Berii, ludowego komisarza spraw wewnętrznych ZSRR, a ich celem było wytypowanie do likwidacji siedzących już w sowieckich więzieniach Polaków i przeprowadzenie nowych, masowych aresztowań. Sześć grup zostało skierowanych na tereny, które po aneksji 17 września 1939 roku weszły w skład zachodniej Ukrainy – Lwowa, Równego, Tarnopola, Stanisławowa, Łucka i Drohobycza. Pięć – na tereny wchodzące w skład zachodniej Białorusi – Białegostoku, Baranowicz, Brześcia, Pińska i Wilejki.

Jak twierdzi rosyjski historyk Nikita Pietrow, praca tych „komand śmierci" trwała dwa miesiące. Nieznana jest liczba ich ofiar. Pietrow uważa, że zabitych grzebano w pobliżu więzień, w których zostali rozstrzelani, a także w zbiorowych grobach w miejscach masowych egzekucji NKWD – w Kuropatach pod Mińskiem i w Bykowni koło Kijowa.

Nieznany los archiwów

Po wojnie przez długi czas nie było wiadomo, co się stało z dokumentami Referatu „Wschód". Według jednych relacji zostały zniszczone w 1939 roku przez pracowników „dwójki" (w tym samego kapitana Niezbrzyckiego), według innych – przejęte przez Niemców, zniszczone w czasie bombardowania pociągu na stacji Brody lub wywiezione do Rumunii, a następnie do Francji i Londynu. Jednak ani w archiwach londyńskiego Instytutu Sikorskiego, ani nowojorskiego Instytutu Piłsudskiego nie ma dokumentów polskiego wywiadu z lat 1919–1939.

Odtajnienie rosyjskich archiwów, w tym tzw. podręcznego zasobu NKWD w 1992 roku, ujawniło, że akta „dwójki", w tym Referatu „Wschód", znajdują się w Moskwie. Od jak dawna? Historycy przyjęli, że trafiły tam w 1945 roku jako akta „zdobyczne", a wcześniej były przechowywane w niemieckim centralnym archiwum wojskowym w Poczdamie razem z przejętymi w Warszawie aktami Referatu „Zachód" . Ostatnie odkrycia pokazują jednak, że sowieckie służby przejęły je ponad pięć lat wcześniej. Zbadanie, jakie były tego skutki, to zupełnie nowe wyzwanie dla historyków.

Tekst z miesięcznika "Uważam Rze Historia"

Najnowsze odkrycia archiwistów pokazują, że sowieckie NKWD już wiosną 1940 roku miało niemal pełną wiedzę na temat pracowników i współpracowników wojskowej „dwójki". W rosyjskim Państwowym Archiwum Wojskowym w Moskwie znajduje się 20 tysięcy teczek z dokumentami przedwojennych polskich instytucji. Aż 14 tysięcy z nich to akta II Oddziału Sztabu Generalnego WP, czyli wojskowego wywiadu. Przez całe dziesięciolecia polscy historycy byli przekonani, że wpadły one w ręce sowieckich służb dopiero w maju 1945 roku, w Poczdamie, po zdobyciu przez Armię Czerwoną niemieckiego centralnego archiwum wojskowego. Jednak badania przeprowadzone w ostatnich latach przez dr Ewę Rosowską całkowicie zmieniają ten obraz. NKWD przejęło najcenniejsze archiwa „dwójki", w tym teczki personalne pracowników i agentury Referatu „Wschód", już w marcu 1940 roku. Konsekwencje tego były tragiczne.

Pozostało 89% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo