7 września z zakładu karnego w Raciborzu został zwolniony 48-letni Roman B. W więzieniu przesiedział 12 lat. Skazano go za gwałt i molestowanie seksualne sześciorga dzieci w wieku 6–10 lat. Na wolności nie był jednak długo.
8 października w Chrzanowie (Małopolska) zaatakował 10-latka, który szedł do mamy obok ogródków działkowych. Siłą wciągnął go do jednego z domków i wykorzystał. Był tak brutalny, że dziecko odniosło obrażenia. Policja po kilku godzinach od zgłoszenia zatrzymała pedofila. Został rozpoznany przez ofiarę.
– To multirecydywista – przyznaje Bogusława Marcinkowska z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Roman B. wcześniej za podobne przestępstwa został skazany co najmniej dwa razy, za kratami spędził w sumie co najmniej 17 lat.
Po tym jak B. we wrześniu wyszedł z więzienia, jego ojciec zaprowadził go do miejscowego szpitala. Chciał, aby był leczony, bo wiedział o jego skłonnościach. Szpital wypisał jednak Romana B. do domu. Lekarze twierdzili, że nie mieli z sądu żadnej informacji na temat konieczności jego leczenia.
B. nie był też leczony w czasie pobytu w zakładzie karnym w Raciborzu. Zresztą w tej placówce nie ma oddziału, na którym mogą być leczeni pedofile. Dlaczego B. trafił akurat do takiej? Jeden z pracowników więzienia: – Biegły nie stwierdził, że jest pedofilem. Z wyroku sądowego wynika, że powinien odbywać karę w zakładzie karnym, gdzie można leczyć „anomalie psychiczne".