Lech Wałęsa w porannym programie RMF FM mówił o stanie wojennym, którego 32. rocznica przypada dzisiaj. Przywódca "Solidarności" podkreślił, że wprowadzenie stanu wojennego było "zbrodnią na narodzie", ale nie należy osądzać go personalnie. Wyjaśnił, że wydarzenia z 1981 roku chciałby osądzić "w innej koncepcji".
- W koncepcji jak to się działo, że Polacy przeciwko sobie stanęli, że nie chcieli wykorzystać szansy, jaką los nam dał. A ta szansa była. Mogłem się też uchylić w tamtym czasie, zostawić dzieciom i wnukom dokończenie komunizmu, ale popatrzyłem tak: mamy papieża, w Związku Radzieckim wymieniają sekretarzy: Breżniew, Andropow, Czernienko, Gorbaczow. To wszystko dawało nam wyjątkową szansę na to, by skończyć z komunizmem. O to mam pretensje i to bym chciał osądzić - powiedział Wałęsa, wyjaśniając, że nie wie, jak konkretnie miałby taki osąd wyglądać. - Chciałbym, żeby rozliczono przeszłość, żeby wyrównano krzywdy, które były i zabezpieczono na przyszłość, żeby nikt nie wystąpił nigdy przeciwko narodowi - dodał.
Były prezydent mówił też, że nie czuje nienawiści do generała Jaruzelskiego, bo "nie kieruje się takimi emocjami". Powiedział też, że trzy dekady temu wprowadzenie stanu wojennego nie zaskoczyło go.
- byłem na ten wariant najlepiej przygotowany. Wiedziałem, że komunizm jest przygotowany i on prędzej czy później trafi w nas, więc tylko zastanawiałem się, jakie koszty zapłacimy, ale że zwycięstwo będzie po naszej stronie nie miałem najmniejszej wątpliwości - zapewnił
Pytany o to, czy chciałby wspólnie z PiS demonstrować dziś przeciwko niesprawiedliwości społecznej Wałęsa odmówił.