Dzisiaj Zbigniew Adamczuk jest schorowany i mieszka sam w fatalnych warunkach we wsi Mołomotki koło Sokołowa Podlaskiego. – To przybudówka z gliny i trzciny obok obory, bez bieżącej wody, kanalizacji, w pomieszczeniu jest tylko butla gazowa – mówi jego córka Heronima Repeć. Według niej wymaga on stałej opieki, której nie mogą zapewnić mu bliscy. Ona np. mieszka w Warszawie i jest niepełnosprawna.
Adamczuk wystąpił do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Repkach o umieszczenie w Domu Pomocy Społecznej Kombatant w Legionowie. – Chciał przebywać z osobami o podobnej przeszłości. Całe życie walczył o wolną Polskę, o „S" – tłumaczy córka. Jego starania wsparli przedstawiciele Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych. Przypomnieli, że pan Zbigniew był jedynym internowany rolnikiem w powiecie sokołowskim. „Bezinteresownie poświęcił swoje i swojej rodziny dobro – zdrowie i dobytek – w obronie praw i wolności człowieka oraz niepodległości Polski" – napisali do urzędników w Repkach.
Przed świętami ośrodek odmówił skierowania Adamczuka do placówki w Legionowie. Urzędnicy stwierdzili, że nie spełnia kryteriów, aby otrzymać skierowanie, i że powinny zająć się nim dzieci.
– Sprawa ta została rozpatrzona z troską, decyzja zapadła na podstawie przepisów kodeksu rodzinnego oraz ustawy o pomocy społecznej – zapewnia Krystyna Mikołajczuk-Bohowicz, wójt gminy Repki.
Urzędnicy dodają, że przepisy „nie przewidują odrębnego traktowania osób będących byłymi działaczami opozycji antykomunistycznej".
– To skandal, w jaki sposób państwo traktuje tych, którzy walczyli o wolną Polskę – kwituje Janusz Olewiński. Dodaje, że podobnych spraw jest więcej i powinny być one rozwiązane systemowo. – Nie powinny rozpatrywać tych przypadków ośrodki pomocy społecznej, bo to jest haniebne i uwłaczające godności tych ludzi, lecz urząd do spraw kombatantów – dodaje.