Ostatnie wybory pokazały, że Polacy nie cierpią dwulicowości. Dlatego zazwyczaj nie stawiają na kandydatów, którzy przypuszczają ataki na tradycyjne wartości. Z drugiej strony nie podobają im się także nagłe wolty polityczne i próby instrumentalnego wykorzystania autorytetu Kościoła w działalności publicznej. Cenią za to tych polityków, którzy od lat trwają przy swoich poglądach – niezależnie od sytuacji, w jakiej się znajdują. I bez względu na to, czy to poglądy konsekwentnie konserwatywne czy liberalne.
Lewica jak rzodkiewka
Największy problem ze zdefiniowaniem swojej tożsamości mają od lat politycy lewicy. Mimo że na ogół zdecydowanie atakują tzw. tradycyjne wartości, to jednak na wskroś przeniknięci są konserwatyzmem. Używając języka obrazów, wielu członków SLD czy Twojego Ruchu to ludzie przypominający rzodkiewkę. Na zewnątrz czerwoni, a w środku biali. Widać to było w ostatnich tygodniach.
Przykłady? Proszę bardzo. Wojciech Jaruzelski – w dzieciństwie absolwent katolickiego gimnazjum i ministrant – przez całe dorosłe życie uznawał się za niewierzącego, któremu z Kościołem nie po drodze. W rzeczywistości jako człowiek ochrzczony nigdy nie przestał być członkiem Kościoła i na łożu śmierci, przyjąwszy sakramenty, wrócił na jego łono.
Ryszard Kalisz – były członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, minister w kancelarii niewierzącego Aleksandra Kwaśniewskiego, od początku swojej działalności publicznej głoszący rozdział Kościoła od państwa – nagle w Kościele katolickim chrzci syna. I nawet jeśli sam pozostaje człowiekiem niewierzącym, to jednak decydując się na taki krok, uroczyście złożył w kościele przysięgę, że będzie wychowywał swoje dziecko „w wierze, aby zachowując Boże przykazania, miłowało Boga i bliźniego".
Z kolei jego polityczny mentor i twarz koalicji Europa Plus Twój Ruch, czyli Aleksander Kwaśniewski, wyłamał się z antyklerykalnej narracji i pod koniec kwietnia pojechał na kanonizację Jana Pawła II do Rzymu.